piątek, 13 grudnia 2013

Chapter 10: That's my Alyssa.

51 komentarzy:
Carly westchnęła i poruszyła się na kanapie, ponieważ nagle obudziła się przez krzyki jej córki z drugiej strony domu. Jęknęła i zrzuciła się z pluszowej powierzchni i zaczęła iść w kierunku sypialni Alyssy. Było to codziennością odkąd Jason wyjechał. Budziła się nad ranem, zdając sobie sprawę, że Jasona tam nie ma, zaczynała płakać i z powrotem zasypiała. Później budziła się na czas lunchu, chociaż była znacznie mniej aktywna i bardziej cicha niż Carly kiedykolwiek widziała w swoim życiu. Następnie układała się do snu do popołudniowej drzemki, (której nigdy wcześniej nie potrzebowała, ale Carly czuła potrzebę trzymania jej regularnego planu i układania ją do łóżka, nawet, jeśli wcześniej spała czy nie) a potem budziła się płacząc i krzycząc za swoim tatusiem. Carly tak bardzo chciała, żeby było coś, co mogłaby zrobić, żeby sprowadzić Jasona z powrotem do niej. Albo tylko by porozmawiali przez minutę. Ale oczywiście to się nie działo, jak Jason obiecywał. Nie było go przez cztery i pół dnia i nie zadręczał się by raz się z nimi skontaktować. Carly i Alyssa zaczynały mieć wątpliwości, co do faktu, że Jason nie zamierzał kiedykolwiek wrócić, jak powiedział, że wróci.
- Kochanie, uspokój się – Carly zawołała spod drzwi, zanim pozwoliła sobie wejść. Alyssa leżała na łóżku w płodowej pozycji. Nogi były przyciśnięte do jej klatki piersiowej, jej ramiona asekurowały je. Jej głowa była ukryta w kolanach, kiedy łzy kontynuowały spływanie wzdłuż jej twarzy.
- J-ja chcę tatusia – czknęła. Carly siedziała na brzegu łóżka Aly i przyciągnęła ją w swoje ramiona.
- Tatuś niedługo będzie w domu – zapewniła ją, brzmiąc niewiarygodnie przekonywająco. Nie oczekiwała, że Alyssa faktycznie w to uwierzy. Cholera, sama w to nie wierzyła. Tak bardzo jak jej głowa mówiła jej by wygoniła Jasona i fakt, że był daleko od domu i z dala od ich żyć, jej serce mówiło by miała nadzieję, że wróci. Musiał. Miał tutaj córkę. Musiał, prawda? Zamiast odpowiedzieć, Aly kontynuowała szlochanie i chowanie twarzy w klatkę piersiową swojej mamy.
- A może pójdziemy gdzieś by odciągnąć twoje myśli od tatusia? – Carly zaproponowała, patrząc na jej najcenniejszą własność w swoich ramionach. Krótki kucyk ułożył się na czubku głowy Alyssy i kiwał się wraz z jej drżącym ciałem i z każdą czkawką, która się pojawiała. Alyssa sztywno skinęła w jej ramionach i pociągnęła nosem. Carly modliła się by w końcu się uspokajała. Znała miejsce.

- Chodź mamusiu – Alyssa zachichotała, podczas gdy szarpała dłoń swojej matki, praktycznie ciągnąc ją na plac zabaw w parku. Carly postanowiła zabrać ją do miejscowego parku, tylko parę mil od ich domu. Zabierała tutaj Aly tak długo, jak pamiętała. Bawiła się tutaj jak była dzieckiem, sama. Park przywracał tyle wspomnień. Doświadczyła pierwszego złamania ręki na drabinkach. Jej pierwszy ząb został zgubiony po zjechaniu twarzą i uderzeniu w ziemię. Jej pierwszy pocałunek miał miejsce pod drewnianym mostkiem łączącym zjeżdżalnię z resztą placu zabaw. Park był dla niej bardzo wyjątkowy i była szczęśliwa, że mogła się tym dzielić z córką.
- Chodź się ze mną pobawić – Alyssa poprosiła.
- Idź i się baw. Mamusia będzie tu siedziała i ciebie obserwowała – powiedziała, wskazując na drewniany ławkę nie więcej niż dziesięć stóp z brzegu placu zabaw. Alyssa skinęła z podnieceniem i zaczęła wspinać się na drugą zjeżdżalnię w parku. Carly westchnęła z zadowolenia, gdy usiadła na ławce. Uśmiechnęła się, jak rozejrzała się po cudownym widoku wokół niej. Zielona trawa lekko powiewała przez letnią bryzę. Psy biegały żeby złapać frisbee i piłki, zatrzymując się by napić się wody z pobliskiej rzeczki po drugiej stronie parku. Dzieci śmiały się i grały ze sobą w oddali. Delikatna bryza dmuchnęła przez jej włosy, gdy siedziała na ławce. Wiewiórki goniły za sobą z góry na dół na drzewach obok niej. Świeże powietrze zalało jej płuca. Była szczęśliwa.
- Spójrz mamusiu! – Alyssa zawołała swoją mamę. Carly zwróciła swoją uwagę ku swojej dziewczynce, która zsunęła się w dół zjeżdżalni. Pisnęła z podniecenia, gdy zleciała wzdłuż mocnej, plastikowej powierzchni. Odepchnęła się do przodu, kiedy skończyła i zeskoczyła ze zjeżdżalni. Pobiegła na drugą stronę placu zabaw, aby zacząć swoją przejażdżkę od początku.
- Carly Harris? – Głos rozbrzmiał za nią. Odwróciła się, patrząc nad ramieniem, widząc nikogo innego niż jej starą przyjaciółkę z liceum w towarzystwie małego chłopca, który nie mógł być dużo starszy od Alyssy.
- Sonia? – Zaszczebiotała, wstając z miejsca.
- O mój Boże! Nie widziałam cię wieczność! Jak się miałaś? – Wykrzyknęła entuzjastycznie, przyciągając Carly do ciasnego i przyjacielskiego uścisku, który grzecznie odwzajemniła.
- Wiem. U mnie w porządku. U ciebie? – Zapytała, wskazując na nią, gdy mówiła.
- Cudownie! Niedawno urodziłam tego małego gnojka – potargała włosy małego chłopczyka obok siebie – i wyszłam za mąż za jego ojca – uśmiechnęła się szeroko.
- Gratuluję! Kim jest ten mały chłopiec? – Carly przykucnęła do jego poziomu i uśmiechnęła się do niego.
- To mój syn Mathew Drew. Ale mówimy na niego Drew – z dumą się uśmiechnęła, gdy patrzała w dół na jej małego chłopca. – Możesz powiedzieć cześć? – Zagruchała do swojego synka. Zamiast się odezwać, pisnął i ukrył twarz w nogach swojej matki. – Jesteśmy nieśmiali, co? – Zażartowała.
- Za pierwszym razem moja córka ma tak samo – powiedziała jej.
- Masz córkę?
Carly wskazała nad ramieniem na małą dziewczynkę, próbującą wspiąć się górą zjeżdżalnię, zamiast dołem, w normalny sposób.
- To moja Alyssa – naśladowała minę, którą zrobiła Sonia, gdy przedstawiała Carly Drew. Carly kochała mówić o Alyssie. Mogła to robić cały dzień. Ubóstwiała tą dziewczynkę bardziej niż ktoś kiedykolwiek mógł sobie wyobrazić. Zamrugała na myśl o Alyssie, która dorasta i wyprowadza się.
- Jest taka urocza! – Sonia zagruchała. – O mój Boże. Ja- została zatrzymana przez jej synka, szarpiącego jej bluzkę i krzyczącego „mamusia, mamusia”. Zachichotała i posłała przepraszające spojrzenie, zanim odwróciła swój wzrok w dół na Drew. Pokazywał na ciężarówkę za nimi, które właśnie przyjechała. To ciężarówka z lodami.
- Chcesz lody kolego? – Sona zapytała Drew, który skinął entuzjastycznie po jej stronie. Zachichotała.
- Mogę iść i mam coś wziąć, jeśli chcecie – Carly miło zaproponowała. – Jestem pewna, że Aly też będzie coś chciała.
- Dziękuję! – Sona przytuliła ją i wręczyła pięć dolarów, zanim usiadła na ławce.
- Możesz ją dla mnie przypilnować? – Zapytała, wskazując na Alyssę. Sonia skinęła głową, a Carly ruszyła do ciężarówki z lodami.
- Nie, Drew, musisz zostać z mamusią. – Sonia powiedziała do swojego syna, który próbował od niej uciec. – Drew! – Krzyknęła, gdy wystartował, biegnąc przez park. Jęknęła i poszła za nim. – Drew, wracaj tutaj!
 Tymczasem, mała Alyssa została sama. Śmiała się, gdy zeszła ze zjeżdżalni i zeskoczyła na ziemię. Jednak, inaczej niż zwykle, zamiast wylądować na stopach, wylądowała na brzuchu na ziemi. Krzyknęła, gdy wyciągnął dłoń naprzeciwko niej i przyglądał się maleńkiemu kamykowi, który osadził się w środku jej łapki. Zawyła i rozejrzała się za swoją mamusią, której nie było na miejscu. Gdzie ona jest?
- Alyssa – znajomy, męski i głęboki głos zawołał jej imię z tyłu. Odwróciła się i jej szczęka opadła…

__________

przepraszam jeżeli w rozdziale pojawiły się jakiekolwiek błędy :)
1. jeżeli chcecie rozdział to komentujcie, bo to naprawdę pomaga i daje motywację
2. jeżeli chcecie być informowani to wpisujcie się na listę, która jest w zakładce "informed"
to chyba na tyle
@DameMils