poniedziałek, 28 października 2013

Chapter 8: Asher's dead.

28 komentarzy:
Jason

Zamykając drzwi, wyszedłem na deszcz i pobiegłem do samochodu. Szybko wskoczyłem do niego i uruchomiłem silnik. Musiałem się tym zająć. Teraz, zanim to wszystko nie posunie się za daleko. Albo jeszcze dalej, powinienem powiedzieć. Powoli wycofałem z podjazdu, mając nadzieję, że nie przyciągnę uwagi Carly czy mojej córki, która tak czy inaczej powinna spać. I nie mogę zaprzeczyć, że czuję się źle zostawiające je tak nagle w środku nocy, ale na pewno one zrozumieją kiedy im wszystko wyjaśnię. Cóż, Carly zrozumie tak czy inaczej. Mam nadzieję. Napęd milczał. Było słychać tylko dźwięk opon samochodu najeżdżających na kałuże. Niebo było coraz ciemniejsze i ciemniejsze, z minuty na minutę, powodując deszcz, który stawał się coraz cięższy. Mogę ustawić wycieraczki na pełną parę, ale nawet nie mogłem zapobiec deszczu, który oślepiał mnie na kilka sekund. Wiedziałem, że będę musiał załatwić to szybko kub inaczej będę musiał tam zostać na noc. Nie ma mowy, że będę wstanie dojechać do domu, jeśli skończy się to znacznie gorzej i patrząc na to, to będzie już wkrótce. Cholera. Dlaczego nie mogłem poczekać do jutra aby to zrobić? Ponieważ jestem empatycznym skurwielem. Dlatego. Zatrzymałem samochód na podjeździe i zgasiłem samochód, biorąc kluczyki ze stacyjki. Oparłem się o oparcie i wypuściłem z płuc ciężkie powietrze, nie zdając sobie sprawy, że je trzymałem. Rzucając okiem na dom przede mną, moja pamięć wcale nie mogła pomóc, zalewając mnie falą wspomnień. Czułem się, jakbym nie był tu wieki, kiedy naprawdę to tylko około sześciu miesięcy. Przeczesałem ręką moje wilgotne włosy i otworzyłem drzwi samochodu, przed sprintem w górę po schodach. Pieprzona pogoda. Zawsze taka trudna. Zapukałem do drzwi, jak zwykle pięć razy. On będzie wiedział kto to jest. Czekałem tylko kilka chwil przed drzwiami zanim zostały otwarte. Stał tam mój "przyjaciel" Andrew. Pracowaliśmy w gangu razem. Był jedyną osobą, której czułem, że mogę zaufać. Tak więc, oczekiwałem Ashera... Włosy Andrew'a kiedyś blond i długie, były krótko obcięte z niepewną kaskadą w dół jego kości policzkowych. Jego włosy przycięte tak, że nie spadały po bokach. Spojrzał na mnie tymi znanymi, niebieskimi oczami i uśmiechnął się. 
- Jason! - Krzyknął, wyciągając rękę do mnie. - Nie widziałem cię od wieków. - Przyciągnął mnie do siebie w męskim uścisku, po chwili pozwalając mi odejść. Trzymał drzwi swojego domu, otwierając je przede mną, a ja szybko wszedłem, omijając go. Przetarłem swoje buty o starą matę za drzwiami i przyjrzałem się pomieszczeniu. Było tak samo jak pamiętam. Te same meble, wciąż stały w tych samych kątach pokoju, stare talerze i zgniła żywność leżała na stoliku do kawy. Wciąż nie rozumiem dlaczego w końcu się tym nie zajmą. 
- Więc co cię tu sprowadza? - Andrew spytał mnie. Odwróciłem się do niego. Miał ręce w kieszeniach, a on kołysał się tam i z powrotem na starych butach do pracy. 
- Przyszedłem porozmawiać na temat King'a. - Powiedziałem. Jego jabłko Adama poruszyło się kiedy przełknął ślinę. Jego oczy rozeszły się ze strachu.
- Co z nim? - Wymamrotał.
- Przeszedł do mnie zeszłej nocy. Groził mi. Powiedział, że Asher miał mu oddać pieniądze i jestem teraz jedną osobą, która musi mu je oddać. - Powiedziałem.
- Dlaczego trzeba go spłacić? - Andrew zapytał. Obszedł mnie i usiadł na oparciu poszarpanej kanapy. Położył dłonie na kolanach i czekał. 
- Asher nie żyje. - Wymamrotałem. Andrew zamarł, jego szczęka została otwarta.
- Nie, nie. On nie może. On nie może być martwy. On był najsilniejszy w gangu. Nie ma mowy... - Andrew urwał, przenosząc wzrok na nic innego w pokoju oprócz mnie.
- O mój Boże. - Powiedział, pozwalając sobie zakryć twarz dłońmi. 
- Teraz muszę posprzątać jego bałagan. King powiedział, że jeśli nie dostanie pieniędzy w tygodniu, będę "płacić za błędy mojego przyjaciela". - Zacytowałem słowa King'a.
- Cóż, to jest kurwa śmieszne. Co zamierzasz zrobić? - Zapytał mnie, siadając prosto tylko po to by po chwili się zgarbić. 
Wzruszyłem ramionami. - Nie wiem. Nie mogę teraz zdobyć tych pieniędzy, Andrew. Nie ma mowy, zwłaszcza w pieprzony tydzień. 
- Stary, wiesz jak to zrobić. Jeśli nie dostanie ich zbyt szybko, nie zawaha się zabić. - Andrew powiedział szczerze. 
Powoli skinąłem głową. - Wiem, wiem. Ale nie mogę na to pozwolić. Mam rodzinę przy której muszę teraz być. - Powiedziałem. - Może będę tyl...
- Czekaj. - Andrew przerwał mi. - Rodzina? Czy Jason McCann właśnie powiedział, że ma rodzinę? - Jego oczy wyglądały jakby miały zaraz wypaść, kiedy spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Nigdy nie byłem facetem, który chciał mieć rodzinę, ponieważ tak naprawdę nigdy nie miałem rodziny, dorastając, jakiejkolwiek. A przynajmniej tego nie odczuwałem. 
- Myślałem, że nigdy nie chciałeś mieć rodziny. To dla nich wszystko pozostawiasz? - Spytał unosząc brwi.
- Tak, cóż, myślałem nad tym. Nie wiedziałem nawet, że mam dziecko, aż do tygodnia lub dwóch wcześniej. - Przewróciłam oczami. Zanim zdążyłem powiedzieć coś więcej o tej sprawie, zmieniłem temat. Potrzebowałem mieć tą rozmowę i po prostu mogłem wrócić do domu. - Tak czy inaczej, pomożesz mi czy nie? - Zapytałem go opierając się o najbliższą ścianę. 
Wzruszył ramionami i spojrzał na podłogę. - Nie wiem, stary. Gdzie oczekujesz dostać pieniądze ode mnie?
- Słuchaj, wiem, że to będzie trudne dla ciebie zrobić. Dla mnie również. Ale Asher był też twoim najlepszym przyjacielem. Jeśli ja będę musiał spłacać jego zadłużenia lub cokolwiek, to ty też. - Zmrużyłem brwi, mam nadzieję, że dociera do wiadomości, że nie jestem tutaj aby poeksperymentować. Przyjechałem tutaj z jednego powodu i tylko jednego powodu. 
- King przyszedł po ciebie, człowieku. Nie mnie. Nie chcę angażować się w to gówno, znowu. - Warknął. 
- Cholera, Andrew, pomogłem ci, ocaliłem twoje życie tyle pieprzonych razy. Nie możesz mi pomóc, tylko raz! - Krzyknąłem. 
- Nie wiem co robić Jason! Nie ma sposobu żebym mógł ci pomóc! Tym razem to twój problem, kolego. Nie mój. - Powiedział jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. 
Zaśmiałem się ponoru. - Dobrze, będę o tym pamiętał. 
__
Jazda do domu była dokładnie taka sama jak wcześniej tylko deszcz był bardziej uciążliwy. Grzmot zabrzmiał na niebie i piorun przeciął widok przede mną. Moje oddechy wychodziły z płuc naprawdę szybko. Nie mogłem uwierzyć, że mój jedyny przyjaciel mnie tak zawiódł. Zostawił mnie, każąc mi radzić sobie na własną rękę. Zrobiłem tyle gówna dla tego skurwysyna, a to jest to, jak się mi odpłaca? Pieniądze dla Kinga musiały być w tym tygodniu. Nie miałem pomocy, nie miałem pracy, a nie mam możliwych sposobów do uzyskania wszystkich pieniędzy. Bunt wobec prawa nie jest już opcją. Nie mogę wykorzystać szansy złapania mnie ponownie. Była tylko jedna rzecz do zrobienia.

Musiałem odejść. 

~.~

no chyba Cię Jason posrało, nie możesz odejść. 

miał być wcześniej ale nie miałam czasu przetłumaczyć końcówki. :( przepraszam.

1. jeżeli chcecie następny rozdział - komentujcie.
2. jeżeli polubiliście to ff - dawajcie do obserwowanych.
3. jeżeli macie jakieś pytania - tutaj (nie powiem, że miłoby było gdyby ktoś się w końcu blogiem zainteresował, nie tylko pytania kiedy rozdział i zazwyczaj na nie nie odpowiadam bo nie widzę sensu. więc, może jakieś inne pytania?)
4. jeżeli ktoś z was chce być informowanym o nowych rozdziałach - tutaj
5. tak po za tym, chciałabym zacząć pisać własne opowiadanie. ktoś chętny do czytania? :)

@holidaysgomez
do następnego! :)

wtorek, 22 października 2013

Chapter 7: You're too loud, mommy.

47 komentarzy:
Proszę aby każdy kto przeczytał rozdział, zostawił jakikolwiek komentarz, nawet zwykłą kropkę. To jest naprawdę wielka motywacja, a nie zabiera dużo czasu! :)

- Jason! Jason! - Zawołałam, wchodząc nim do domu. Alyssa spoczywała na jego biodrze, kiedy przeszedł przez drzwi. - Jason, muszę z tobą porozmawiać. - Powiedziałam, zamykając za sobą drzwi. Unikał rozmowy, odkąd wyszliśmy z restauracji, a ja muszę wiedzieć co się dzieje. Teraz.
- Tato, jestem zmęczona. - Alyssa wymamrotała, opierając głowę na ramieniu ojca. On delikatnie gładził jej włosy wolną ręką i pocałował w bok głowy.
- Myślę, że nadszedł czas na łóżko. - powiedział. Skinęła głową na jego ramieniu i zaczął iść  z nią korytarzem do jej pokoju. 
- Jason. - Powiedziałam surowo. 
- Nie teraz, Carly. - Westchnął, wchodząc do ciemnego pokoju Alyssy.
- Więc kiedy? Unikasz mnie całą noc! - Krzyknęłam, powodując, że Aly zaskomlała i zakryła swoje uszy.
- Jesteś zbyt głośno, mamo. - Skarciła mnie. Położyłam ręce na swoich biodrach, a następnie udałam się do małej pokoju.
- Przepraszam, kochanie. - Przeprosiłam kiedy Jason szybko pomógł jej w zmianie piżamy.
-Jest w porządku, mamo. - Powiedziała, a następnie ziewnęła. Jason wziął ją na ręce i zaniósł do jej łóżka, kładąc ją pod kołdrę, nie tracąc czasu podeszłam do ich dwójki. Powoli pochyliłam się i pocałowałam ją w czoło. 
- Dobranoc kochanie. - Szepnęłam. 
- Będę za minutę. - Jason powiedział. Uznałam to jako sygnał do wyjścia, który wykonałam. Udałam się do mojej sypialni i zaczęłam przeglądać piżamy, szukając czegoś wygodnego do spania. Westchnęłam, patrząc na to wszystko. Nic teraz nie może mnie uszczęśliwić. Po prostu muszę wiedzieć, co się dzieje, ponieważ wkrótce zacznę wariować. Po tym jak wydawało się, że minęły godziny, Jason przyszedł do mojego pokoju i usiadł na skraju łóżka. Patrzył na mnie jak zamykałam szufladę komody, rezygnując z znalezienia czegoś do założenia w tej chwili i odwróciłam się twarzą o niego. 
- Więc? - Zapytałam go, próbując dowiedzieć się czegokolwiek z jego historii. -  Co to wszystko znaczy? Kim był ten człowiek?
- On jest po prostu jakimś facetem, z którym kiedyś pracowałem. - Odpowiedział. 
- Pracowałeś? Czyli kiedy byłeś jeszcze w jednym z tych gangów? 
Skinął głową. - To nic, czym musisz się martwić. Mam wszystko pod kontrolą. 
- Oczywiście, że to coś czym muszę się martwić. Jason, praktycznie mieszkasz z nami. Mamy razem dziecko, któremu trzeba poświęcać dużo czasu. Jeśli ty jesteś w niebezpieczeństwie, my też. - Powiedziałam mu, pewna, że moje wyjaśnienie było w stu procentach dokładne.
- Nie, cholera, nie jesteś! - Wstał. - Daj sobie spokój, w porządku? Mówiłem ci, że mam wszystko pod kontrolą! Nie musisz się o to martwić.
- Dlaczego on próbuje się dostać do Ciebie? Myślałam, że zrezygnowałeś z działalności w gangach. - Powiedziałam.
- Zrezygnowałem! To coś co zdarzyło się wiele lat temu i wyraźnie on nie zamierza tego skończyć. Tobie się nic nie stanie, Alyssie się nic nie stanie, wszystko będzie dobrze. - Zapewnił mnie. 
- Co z tobą?
Milczał. - Ja... - Zawahał się. - Mi też nic nie będzie.
- Jason. - Westchnęłam i usiadłam obok niego na łóżku. Położyłam dłoń na jego ramieniu i mówiłam dalej. - To nie tylko to, że boje się o moje i naszej córki bezpieczeństwo. Nie chcę by coś ci się stało. - Wyznałam.
Odwrócił głowę i spojrzał na mnie, marszcząc brwi. - Dlaczego cię obchodzi czy coś mi się stanie czy nie?
- Bo... od kiedy jesteś tutaj, byłeś bardzo pomocny. To na pewno nie było to czego się spodziewałam, ale...
- Więc po prostu chcesz mnie tutaj bo jestem pomocny. - Spojrzał na podłogę przed nami, marszcząc brwi.
- Jeśli mógłbyś pozwolić mi dokończyć. - Zawahałam się. - Chciałam powiedzieć, że nie tylko, ale jestem pewna, że sprawiasz iż Alyssa jest szczęśliwa. Nie widziałam jej tak szczęśliwej, beze mnie. A po za tym, jesteś tu od jakiegoś czasu i myślę, że byłoby to dziwne, gdyby cię tu nie było. 
- Opiekowałaś się Alyssą przez te wszystkie lata sama. Nie myślisz, że mogłabyś to zrobić jeszcze raz?
- Prawdopodobnie, ale nie byłaby tak szczęśliwa jak teraz kiedy jesteś w pobliżu. - Wtedy zauważyłam, jakie prawdziwe znacznie miało jego pytanie. - Czekaj, wyjeżdżasz?
Westchnął. - Nie wiem jeszcze, Carly.
- Jason, nie możesz odejść. Nie teraz.
- Nie mam wyboru. Policja wie, że tu jestem. King wie, że tu jestem. Nie chcę aby wasza dwójka była w niebezpieczeństwie. 
- Rozumiem, ale Jason. Naprawdę. Ale czy wiesz jak zdenerwowana nasza córka będzie, jeśli tak nagle nas zostawisz?
Wzięłam głęboki oddech przed ponową rozmową. - Wiem, Carly. Ale to jest najlepsze dla każdego z nas w tej chwili. 
Powoli skinęłam głową, a mój wzrok przeniosłam na podłogę, patrząc na niego co kilka sekund. - Okej. Ale muszę przypomnieć ci,  że jeśli odejdziesz już nie wrócisz.
- Co? - Podniósł na mnie głos, odwracając całe swoje ciało w moją stronę. - Musisz sobie ze mnie żartować. Wyjeżdżam, aby spróbować chronić TWÓJ tyłek i to jest sposób w jaki mi się odwdzięczasz? Próbując zabrać moją córkę z dala ode mnie?
- Jason, mówiłam ci. Żadna z nas nie mogłaby się pozbierać po twoim przychodzeniu i odchodzeniu z naszego życia przez cały czas. Albo chcesz być z nami, albo nie.
- Cholera, Carly, będę tam dla Ciebie! W całym kraju na miesiąc lub dwa! Staram się robić to, co najlepsze dla naszej trójki. A po za tym, nie uważasz, że zabraniając mi zobaczyć Aly, zaszkodzi to też jej?
Kurwa. Nie myślałam o tym. Gdybym nie pozwoliła Jasonowi zobaczyć Alyssy, ona  będzie załamana, jak i(być może) on też. Westchnęłam. - Dowiemy się później. Nie musimy się martwic oto teraz, prawda?
Pokręcił głową. - Nie jestem nawet pewien, czy będę. Nie wychodziłbym właśnie teraz, tak czy inaczej. 
Skinęłam głową i patrzyłam jak zeskakuje z mojego łóżka, idąc do drzwi. - Dokąd idziesz? - Zapytałam.
Odwrócił się. - Mam coś do załatwienia. 
- Oh, okej. - Powiedziałam, co brzmiało raczej jak rozczarowanie. Również wstałam z łóżka, podchodząc do komody by w końcu znaleźć coś do spania. Kiedy to zrobiłam, nie mogłam zaprzeczyć, ale myślę o naszej małej rozmowie. Jason nie może odejść. Nie teraz. Nie teraz, kiedy Alyssa przyzwyczaiła się do posiadania ojca. I nie mogę uwierzyć, że to mówię, ale myślę, że również się do niego trochę przyzwyczaiłam. Nie wiem jak, ale myślę, że jestem. Chciałabym go mieć tutaj, i czuję, że będzie bardzo dziwnie kiedy  go nie będzie. Co więcej, po tej kolacji i innych nocach, zaczynam sądzić, że jeżeli odejdzie od przestępczego stanu, Jason jest rzeczywiście naprawdę miłym facetem. Może po prostu potrzebuje pomocy wyjścia z kłopotów i do dobrego stanu umysłu. Teraz myślę o tym, że nie zrobił nic złego nikomu, co wiem na temat, ponieważ on chce być tutaj. Może to jest to czego potrzebuje. Wsparcie rodziny, aby pomóc mu przejść przez to wszystko. Jeśli szybko nie dostanie pomocy dla swoich problemów, choć mam przerzucie, że to wszystko nie skończy się dobrze dla niego. Myślę, że to znaczy, że naprawdę nie mogę zabrać Alyssy z dala od niego. Albo może mogę? Nie wiem. 
- Jason. - Krzyknęłam do niego, mając nadzieję, że mnie usłyszał. Wyciągnęłam szorty i koszulkę gdy szedł w stronę mojego pokoju. Zatrzymał się gdy dotarł do drzwi i oparł się o nie. 
- Tak? - Założył ręce na piersi.
- Czy jest coś, co mogę zrobić aby przekonać cię żebyś został? - Zapytałam cicho.
- Dlaczego chcesz abym został? - Zapytał podchodząc do mnie. 
- Dlaczego nie? 
- Jestem pewien, że pamiętasz jak zaczęliśmy kilka tygodni temu. Nie byłaś nawet pewna, czy chcesz Alyssy przy mnie bo jestem przestępcą. - Robił dziwne gesty rękoma, jak on przypominał mi o czasie kiedy przyszedł porozmawiać. Westchnęłam. - A teraz nie chcesz żebym odszedł. 
- Wiem. Ale skoro jesteś tutaj, mogę powiedzieć, że jesteś naprawdę porządnym facetem. Dobrze traktujesz Alyssę i sprawiasz, że jest szczęśliwa. To wszystko na czym mi zależy. 
Odwrócił wzrok i pokręcił głową.
- I... - Zaczęłam, zwracając ponownie na siebie jego uwagę. Złapaliśmy kontakt wzrokowy, spojrzałam mu głęboko w oczy, w jego... wspaniałe... piwne oczy... cholera. Nie mogłam oderwać wzorku od tych oczu, one przyciągają. Mają tą tajemniczą głębokość co sprawiało, że mogłam powiedzieć o czym właśnie myślał i jak właśnie się czuł, tylko zaglądając do jego oczu. Jak to mówią, że oczy są oknem do duszy. 
- Również lubię twoje towarzystwo. - Wyznałam. 
Uniósł brwi. - Naprawdę? 
Skinęłam głową. - Zwłaszcza po dzisiejszej kolacji, wywnioskowałam, że bardzo lubię twoją osobowość. Nie można tego zobaczyć, ale jesteś bardzo miłym facetem, Jason. Potrzebujemy tutaj kogoś takiego. Mężczyzny. Skłamałabym gdybym powiedziała, że nie zaczynam się powoli do ciebie przyzwyczajać. Na początku bardzo się bałam, że jesteś w mieście, ale teraz szczerze cieszę się z twojego towarzystwa. Bardzo lubię z tobą rozmawiać i czuję, że gdybyś został moglibyśmy stać się jeszcze bliżsi, co bardzo lubię i jestem pewna, że Alyssa również. Pamiętasz pierwszą noc spędzoną z nami? 
Przyjrzałam się jak jego wyraz twarzy zmienił się kiedy wspominał noc, której nie położyliśmy się i rozmawialiśmy, i rozmawialiśmy, i rozmawialiśmy. To była także noc, kiedy Alyssa postanowiła pokazać się swojemu tacie. Zaśmiałam się na to wspomnienie, powodując, że Jason spojrzał na mnie. 
- To była dobra noc. - Powiedział, uśmiech wpełzał na jego twarz. Podszedł do mnie kilka kroków, aż nasze ciała były tylko o stopę od siebie. - Naprawdę chcesz żebym został?
Skinęłam głowę, ale milczałam. 
Westchnął. - Przemyślę na nowo odejście... pod jednym warunkiem. 
- Pod jakim? - Zapytałam, kładąc dłoń na moim biodrze, przenosząc cały ciężar mojego ciała na prawą nogę. 
On uśmiechnął się i przybliżył twarz do mojej. Nasze twarze były jakieś dziesięć centymetrów od siebie. Przełknęłam ślinę, kiedy mówił. - Pocałuj mnie. - Tak jak to zrobił pierwszej nocy. Jestem pewna, że to nie był przypadek. 
Moje myśli oniemiały ponieważ próbowałam dowiedzieć się, co zrobić. Chciałam go pocałować. Bardzo, bardzo źle. On jest taki... atrakcyjny z tymi niesamowitymi oczami i tymi... idealnymi ustami w kształcie serca, i... nie! Nie, Carly! Nie możesz czuć czegoś takiego do niego, zwłaszcza jeśli ma zamiar wyjechać. 
Uśmiech pojawił się na twarzy Jasona, ponieważ przyjrzał mi się i zapewne wiedział jak zastanawiam się co powinnam właśnie zrobić. - Carly. - Szepnął uwodzicielsko. Skurwiel. - Pocałuj mnie. - Powtórzył. 
Och, pieprzyć to.

Przycisnęłam swoje wargi do jego i natychmiast oddał pocałunek. Jednak, nie chcąc posunąć się za daleko, odsunęłam się tylko po to aby zmusić go do przyciśnięcia swoich warg do moich poraz drugi. Nie sprzeciwiłam się. Pocałunek był delikatny, ale zniewalający. Nasze zahipnotyzowane wargi zaciskały się* wiele razy, przenosząc nas do innego świata. Ponieważ pocałunek pogłębił się, nasze oddechy stały się nie równe, a języki zatańczyły, wnosząc płomienie gorąca do tej zimnej zimowej nocy. Wystarczy tylko nasza dwójka, reszta świata zniknęła. To z pewnością nie było to czego oczekiwałam, że ten pocałunek zajdzie tak daleko. Nagła ochota zalała świat wokół nas ponieważ zostaliśmy zagubieni w morzu pożądania i atrakcyjności. To jest potężne połączenie, które wysyła przypływy namiętności rozbijającej się ponad nami. Jason położył swoją rękę na moim biodrze, przyciągając mnie bliżej do jego ciała. Nasze pocałunki stały się bardziej namiętne, gwałtowne. Obawiając się, że Jason może próbować iść nieco dalej, odsunęłam się jeszcze raz, tym razem robiąc krok do tyłu. Nasze oddechy były pokrótce rozpaczliwe i gwałtowne. Intensywność rozpłynęła się. Reszta świata wolno wracała do ostrości. Spojrzałam spod rzęs, widząc Jasona uśmiech. Zachichotałam i zarumieniłam się. 
I nagle jego ręka dotknęła mojej brody. Podniósł moją głowę, zmuszając mnie do spojrzenia w swoje, łagodne teraz oczy. - Jesteś piękna, wiesz?
Nie mogłam zatrzymać fali motyli w moim brzuchu. Czułam, że robię się coraz bardziej czerwona. 
- Dobranoc. - Powiedział cicho, przed odwróceniem się na pięcie i zostawieniem mnie stającej na środku pokoju samotnej i zagubionej. Teraz wiedziałam, że nie mogę pozwolić mu odejść. Nie tylko chcę go tutaj na korzyść Alyssy, potrzebowałam go tutaj dla mnie.
Umieściłam palce na moich miękkich ustach, pamiętając słodkie uczucie jego ust na moich. Podświadomie uśmiechnęłam się. On świetnie całuje i mogę z pewnością się do tego przyzwyczaić. Położyłam dłoń na moim biodrze, gdzie dłoń Jasona była chwilę temu, powodując pragnienie żeby mnie dotknął, rozpalił jeszcze raz, nawet bardziej niż wcześniej. Westchnęłam i opadłam z powrotem na łóżko. Co się dzieje? Nie mogę czuć czegoś takiego do Jasona. Nie ma mowy, żeby to wypaliło nawet jeśli byśmy próbowali. Ale mogłam, nie móc? Wtedy zdałam sobie sprawę, wreszcie przyznając się sobie. Łapałam uczucie do Jasona McCanna. 

*wydaje mi się, że tak to powinno być.

BANG! Carly, co z Tobą?
jak myślicie, Jason zostawi Carly i Allyse?

~.~

taka mała niespodzianka:)

1. jeżeli chcecie następny rozdział - komentujcie.
2. jeżeli polubiliście to ff - dawajcie do obserwowanych.
3. jeżeli macie jakieś pytania - tutaj
4. jeżeli ktoś z was chce być informowanym o nowych rozdziałach - tutaj
5. kochani czytelnicy, moglibyście daj tutaj RT? to bardzo ważne :>

@holidaysgomez
do następnego! :)

JEST TUTAJ KTOŚ TO ROBI SZABLONY NA BLOGI? obecny mi się znudził, a niestety nie mam jak zrobić nowego. jeśli ktoś byłby chętny prosze piszcie do mnie na twittera. <3

sobota, 19 października 2013

Chapter 6: "King"

26 komentarzy:
Było za pięć szósta i jestem prawie gotowa na naszą małą kolację. Nie mogłam zaprzeczyć, że byłam podekscytowana przebywaniem tylko razem we trójkę. Mogliśmy spędził razem noc jak rodzina.. Pomijając, że Justin i ja nie jesteśmy razem. Było tak blisko byśmy ja i Aly miały rodzinę, od lat i zdecydowanie nie chciałam odrzucić takiej okazji. 
Akurat gdy trochę stroszyłam swoje włosy, usłyszałam otwierające się drzwi, następnie pospieszne maleńkie kroki obok łazienki.
- Tatuś! - usłyszałam jak Alyssa zawołała z korytarza.
- Cześć dziecinko. Gdzie mamusia? - Jason zapytał uprzejmie. Zachichotałam do siebie.   
- Chodź tutaj - krzyknęła. Usłyszałam ich zbliżające się kroki do mojej sypialni i szybko się przejrzałam, upewniając się, czy wyglądam przyzwoicie. Zanim miałam szansę na zmianę czegokolwiek, drzwi otworzyły się i Aly weszła, ciągnąc swojego ojca na piętach.   
- Tutaj jest! - Aly pisnęła, wyciągając rękę w moim kierunku. Jason zachichotał i podszedł do mnie.  
- Cóż, wyglądasz pięknie - pocałował mój policzek i zarumieniłam się. Czekaj.. Co? 
- Hej, a co ze mną? - Alyssa wydęła wargę. Skrzyżowała ramiona na swojej klatce piersiowej i udawała, że jest na niego zła.  
- Też wyglądasz przepięknie - Jason wziął ją na ręce i pocałował ją w policzek. 
Alyssa głośno zachichotała i schowała głowę zagięciu szyi Jasona.
- Chodźmy tatusiu! Jestem głodna - Aly jęknęła, odsuwając się od uścisku Jasona. Gdy była już na ziemi, chwyciła jego dłoń i wyciągnęła go z pokoju. Zaśmiałam się. 
- Będę za minutkę - krzyknęłam do niego.
- Dobra - usłyszałam jego śmiech, następujący po głośnym pisku Alyssy, gdy zaczęła się śmiać.   Uśmiechnęłam się i odwróciłam się z powrotem do lustra, upewniając się, że mój wygląd został skończony, zanim opuściłam sypialnię i dołączyłam do Jasona i mojej córki, w kuchni.  

- Rezerwacja dla McLean - Jason powiedział do kobiety za biurkiem, albo powinnam powiedzieć, Nikki, zgodnie z jej plakietką z imieniem.
- Tędy - powiedziała trochę za uprzejmie według mojego gustu.  Mrugnęła do Jasona, zanim poprowadziła nas przez pomieszczenie. Nie mogłam nic poradzić, ale czułam się trochę zazdrosna. Chociaż nie miałam powodu. Nie jest mój. Nie jestem jego. Nawet go nie lubię. Jest tylko ojcem mojego dziecka.  
- McLean? - wyszeptałam do ucha Jasona.
- Nie mogłem powiedzieć, że moje nazwisko to McCann - powiedział, obracając się wystarczająco, że tylko ja mogłam go usłyszeć. Skinęłam głową, pokazując, że zrozumiałam, mimo, że już na mnie na patrzał. 
Nikki poprowadziła nas do stolika w rogu. Idealnie. Miejmy nadzieję, że nikt nas tutaj nie zauważy. Albo przynajmniej nikt nie zauważy Jasona. Ostatniej rzeczy, której teraz potrzebujemy to by Jason został rozpoznany i aresztowany. Szczególnie ja nie chciałam by moja córka widziała coś takiego. Jest już tak do niego przywiązana, nie chciałabym, żeby widziała jak zostaje pozbawiona ojca.  
Powiedzieliśmy Nikki od czego chcieliśmy zacząć nasze posiłki i odeszła by je wziąć, zanim nie rzuciła kolejnego mrugnięcia do Jasona, oczywiście. Na mój gust, odpowiedział, odwracając swój wzrok na swoją córkę, posyłając jej głupkowatą minę, powodując, że zachichotała i pokazała mu też swoją.  
Gdy obserwowałam uroczą scenę naprzeciwko mnie, nie mogłam nic poradzić na moje zaciekawione oczy, błądzące po pomieszczeniu. Zatrzymałam się w moim otoczeniu, mentalnie gapiąc się na każde z nich. To była najdroższa restauracja w okolicy. Była jedną z tych, w których możesz zobaczyć jedzących celebrytów, ponieważ są jedynymi, którzy mogą sobie na to pozwolić. Ludzie wokół nas nie wyglądali elegancko i nieodpowiednio do luksusowej restauracji. Przy stole, niedaleko od naszego, para agresywnie wymieniała się śliną, prawdę mówiąc. To było obrzydliwe. Dodając, że zaczęli wydawać zwierzęce odgłosy. Kto do cholery robi takie coś publicznie? Poważnie. 
Najwidoczniej nie byłam jedyną, która to zauważyła. Usłyszałam jak Jason drwi z nich po drugiej stronie stołu. Spojrzałam na niego i teraz spoglądał na Aly.
- Aly nigdy nie dostaniesz pozwolenia na randki. Nigdy - powiedział surowo, wskazując palcem w jej kierunku, jego wyraz twarzy był poważny.
Zachichotałam. - Jason, ona ma cztery lata - przypomniałam mu - Nie wydaję mi się, że zamierza mieć chłopaka na chwilę obecną.
- Wiem, po prostu daję jej teraz znać - odpowiedział.
- Tatusiu - jęknęła i figlarnie klepnęła jego ramię. - Chłopcy są obrzydliwi.   
- Dobrze - Jason uśmiechnął się, usatysfakcjonowany jej oświadczeniem. Zachichotałam. Ich związek jest tak cholernie słodki. Nie mogę sobie wyobrazić, co by się stało, kiedy wreszcie zaczęła by randkować, z jej tatą znanym jako seryjny bombiarz. Już szkoda mi jej przyszłych chłopaków.
- Jason, naprawdę nie musiałeś tego dla nas robić - powiedziałam mu, wskazując na widok wokół nas. To było zbyt ekstrawaganckie. Nie, że mi się nie podobało. Po prostu nie wydaję mi się, że to było konieczne. Siedząc na kanapie, razem oglądając filmy mogłoby być więcej niż wystarczające dla mnie.
- Oczywiście, że musiałem. Przynajmniej to mogę zrobić po zostawieniu was przez cały ten czas.
- Nie musiałeś TEGO robić. Noc u mnie byłaby fajna - zachichotałam.
Wzruszył ramionami. - To nic takiego, naprawdę.  Jestem gotów zrobić wszystko by nadrobić z wami czas, który straciłem.

Minęło czterdzieści pięć minut naszej kolacji i Jason wciąż nie został zauważony, na szczęście. Nie wyobrażam sobie.. ugh. Prawie skończyliśmy nasz posiłek, gdy wciąż dzieliliśmy małą konwersację. 
- Więc, Goofy zapytał mnie ile mam lat - Alyssa kontynuowała opowiadanie swojemu ojcu o naszej wycieczce do Disney World, którą wygrałyśmy w tutejszym radiu półtora roku temu. Dobrze się tu bawiła i świetnie było ją widzieć taką szczęśliwą. 
- Tak zrobił? - Jason zapytał entuzjastycznie.  
- No! - zachichotała. - A potem- historia Alyssy została przerwana przez niespodziewany, niski głos.  
- McCann. Dobrze cię znowu widzieć - tajemniczy mężczyzna, powiedział ponuro. Jason zacisnął knykcie i szczękę. Było jasne, że ten mężczyzna, sprawił, że czuł się niespokojny. Spojrzałam w lewo, by zobaczyć dość wyraźnie zbudowanego faceta, stojącego. Był ubrany w czarne wojskowe buty. Dokończył swój strój łańcuchem wokół szyi. Wyglądał jak jeden z tych facetów, których zobaczyłbyś idących po ulicy z gangiem mającym pistolet w ręce. Zdecydowanie nie był  kimś, z kim chciałbyś zadrzeć. 
Alyssa spojrzała na niego i natychmiast odsunęła się bliżej Jasona. Schowała twarz w jego szyi i usłyszałam jej delikatny pisk ze strachu.
- Tatusiu - mruknęła, sprawiając, że Jason jeszcze bardziej się napiął.
- King - Jason mruknął pod nosem, gdy patrzał na niego ze stolika. - Co tutaj robisz?  
- Muszę z tobą porozmawiać.  
- Nie widzisz, że jestem teraz zajęty? - Jason odpowiedział, owijając rękę wokół Alyssy. Pogładził jej włosy, próbując ją uspokoić, jak tylko to możliwe.  
Mężczyzna spojrzał między Jasonem Aly i mną, zanim powiedział. - Och, rozumiem.. Czas dla rodziny, ech? Jaka szkoda, że muszą znosić taką słabą sukę jak ty.  
- To złe słowo! - Aly krzyknęła na niego, powodując, że ja Jason i ja zachichotaliśmy. To moja dziewczynka. Już chroni swojego ojca.
- Hej, zamknij pysk mały kutasie, zanim zamknę go za ciebie! - odkrzyknął. Obserwowałam jak łzy zbierały się w jej oczach i z powrotem oparła się na Jasonie. Jednak, ku mojemu zdziwieniu, posadził ją na miejscu obok siebie i wstał.
Och nie. Boże, proszę nie pozwól mu wdać się w bójkę. Nasz wieczór układał tak dobrze.. Proszę?  
- NIE mów tak do mojej córki - Jason warknął na niego w obronie. 
Zamiast odpowiedzieć na oświadczenie Jasona, postanowił zacząć nową rozmowę.
- Gdzie moje pieniądze?  
- Że co proszę? - Jason zapytał.
- Powiedziałem, gdzie moje pieniądze McCann?
Westchnęłam w duchu. Pieniądze. To ma związek z jego pracą w gangu. Miałam nadzieję, że to nie będzie dotyczyło tego wszystkiego.
- Nie mam żadnych twoich pieniędzy - powiedział mu.  
- Nie, nie masz. Ale twój mały przyjaciel Asher ma. 
- Więc znajdź Ashera i zapytaj gdzie są!  
- Nie żyje.  
Jason zamarł. - Że co proszę?
Mężczyzna dostał w twarz. - Nie żyje. Zabiłem go.
Niespodziewanie, zamiast oddać atakującemu Jasonowi, usiadł osłabiony. Oprał się na miejscu i patrzał się na stolik w ciszy.
- Potrzebuje pieniędzy do następnego tygodnia McCann, albo zapłacisz za błędy twojego przyjaciela - następnie mężczyzna zostawił Jasona ze swoimi myślami i z nami. 
- Tatusiu, kto to był? - Alyssa zapytała, jej głos wciąż drżał przez łzy.  
Potrząsnął głową i zamknął oczy. Dałam mu minutę by wziął głęboki oddech i uspokoił się zanim powiedziałam.
- Wszystko dobrze Jason? - zapytałam go.
- Musimy iść. Teraz - powiedział wstając.  
- Nie skończyliśmy jeszcze - Aly stwierdziła. 
- Nie jesteśmy tutaj bezpieczni. Wiedzą, że jestem. Musimy iść - odpowiedział, biorąc Aly na ręce. Położył sto dolarów na stoliku i dał znak żebym wstała i poszła za nim. Oczywiście tak zrobiłam.
Powinnam wiedzieć, że tak się stanie. Powinnam wiedzieć, że "poprzednie" interesy gangu Jasona mogą wejść nam w drogę. Teraz nie jesteśmy bezpieczni. Moja córka nie jest bezpieczna. Świetnie. Właśnie tego potrzebowaliśmy. Nie mogłam nic na to poradzić, ale martwiłam się, czy pozwolenie Jasonowi zbliżyć się do Alyssy było dobrą rzeczą czy nie. Przy nim, naprawdę, możemy zostać skrzywdzone.
Inną rzeczą, która chodziła po mojej głowie,


to kim jest Asher? 

_____


hej tutaj nowa tłumaczka. będę teraz pomagać w tłumaczeniu tego opowiadania :)
1. jeżeli chcecie następny rozdział - komentujcie.
2. jeżeli polubiliście to ff - dawajcie do obserwowanych.
3. jeśli macie jakieś pytania piszcie śmiało na twitterze @nic3smile>
4. jeżeli ktoś z was chce być informowanym o nowych rozdziałach tutaj

sobota, 5 października 2013

Chapter 5: "Do I get a say in this?"

30 komentarzy:
Carly

Obudziłam się przez krzyczącą Aly co nastało przez dźwięk głośnych szlochów. Jej krzyki były słyszalne wzdłuż całego korytarza. Jęknęłam i odrzuciłam kołdrę z mojego ciała, rzucając się z mojego łóżka i zaczęłam iść w kierunku pokoju Alyssy. Zawsze miała problemy ze złymi snami. Zawsze. Mówiła, że są o mężczyźnie, który próbuje gdzieś ją zabrać. Zawsze budzi się krzycząc. Udałam się korytarzem do jej pokoju, ale zatrzymałam się kilka kroków przed nim, gdy usłyszałam, że jej krzyki nagle ucichły. Pisnęła przed ostatnim szlochem. Potem wszystko ucichło. Szłam dalej widząc światło w jej pokoju. Hmm. Zbliżając się do drzwi, powoli je otworzyłam mrużąc oczy przed nagłym słabym oświetleniem. Nie mogłam ukryć uśmiechu na mojej twarzy, kiedy przyglądałam się scenie naprzeciwko mnie. Jason siedział na łóżku Alyssy, z nią na kolanach. Jego ręka była ochronnie owinięta wokół niej, a druga natomiast delikatnie gładziła jej włosy. Oparła głowę na jego piersi, tłumiąc swój płacz. Pocałował ją w czubek głowy, przed oparciem się o nią.  To była najsłodsza rzecz kiedykolwiek, zwłaszcza, że minęły dwa dni odkąd ją zna. Zachichotałam na ich uroczość, choć wkrótce pożałowałam tego, kiedy Jason na mnie spojrzał. Uśmiechnął się, zanim zamknął oczy, relaksując się z Aly. Uśmiechnęłam się i weszłam do pokoju. Udałam się do jej łóżka i usiadłam obok Jasona.  Łóżko "zapadło" się, kiedy usiadłam, poruszona Aly odwróciła się by na mnie spojrzeć.   
- Mamusia? - mruknęła.
- Cześć kochanie - pogłaskałam ją po włosach.
Mocniej wtuliła się w Jasona.
- Teraz ze mną okej mamusiu. Tatuś tutaj jest! - uśmiechnęła się. Jej oświadczenie spowodowało, że Jason uśmiechnął się i pocałował ją w policzek.
- Kocham cię tatusiu - wyszeptała, zamykając swoje oczy.
- Też cię kocham, Alyssa - wymamrotał, pozwalając swoim oczom znowu się zamknąć.  
Moje serce roztopiło się. To było cudowne uczucie, widzieć ich mających chwile ojciec-córka, których obawiałam się, że nigdy nie będą mieli. Po kolejnej minucie ciszy, lub dwóch, oddech Alyssy w końcu uspokoił się i zasnęła. Jason delikatnie położył ją na łóżku i powoli wysunął się spod niej, nie chcąc jej obudzić. Kiedy był już wolny, wstał i rozciągnął się, przed uśmiechnięciem się do mnie. Nie mogłam nic na to poradzić, ale odwzajemniłam go, gdy spojrzałam się na moją dziewczynkę, spokojnie śpiącą w jej dużym dziewczęcym łóżku. Westchnęłam z zadowolenia. Odeszłam od łóżka Aly i wyszłam z powrotem na korytarz, dając znak Jasonowi, by poszedł za mną. Po wyłączeniu lampki w jej pokoju, zrobił tak jak sobie życzyłam i stanął przede mną na korytarzu.
- To było cudowne - powiedziałam, uśmiechając się do niego.
Niezręcznie podrapał się po karku. - Chyba było. Ona często tak robi? - skończył, pozwalając swojej dłoni opaść do jego boku.
- Cały czas. Ma złe sny przynajmniej pięć razy w tygodniu - wyjaśniłam.
- Dlaczego? - zmarszczył brwi z troski.
Wzruszyłam ramionami. - Rozmawiałam o tym z jej lekarzem i sugerowała, że to tylko przejściowe. Powiedziała, że nie ma czym się martwić.
Skinął głową ze zrozumieniem. - Ona napędziła mi stracha. Oglądałem telewizję w salonie w pół śnie i potem nagle zaczęła krzyczeć "krwawy morderca". Myślałem, że chcą ją porwać czy coś - powiedział, jego oczy stały się szerokie, kiedy mówił.
Zaśmiałam się. - Też tak myślałam za pierwszym razem. Myślę, że to świetnie, że tam przyszedłeś. Widziałeś jaka była szczęśliwa, że to TY byłeś tym, który ją dzisiaj wieczorem pocieszał?
Skinął, uśmiechając się. - No, widziałem. To poprawiło mi noc. Chcę zrobić wszystko co ewentualnie mogę by zbliżyć się do niej, no wiesz. Chcę żeby wiedziała, że nie odchodzę. Nie mogę.
Skinęłam. - Naprawdę mam nadzieję, że nie odejdziesz. Nigdy. Aly i ja mieliśmy dość ludzi opuszczających nas po tym co mój ojciec i brat zrobili. Informuję cię właśnie teraz, że jeśli kiedykolwiek zostawisz ją, nie ma powrotu. Nie dopuszczę do tego.  
- Co się stało z twoim tatą i bratem? - zapytał, troska wypisana była na jego twarzy.
Potrząsnęłam głową. - To nie jest teraz ważne. Opowiem ci później.  
Skinął. - W każdym razie, rozumiem. Nie chciałbym jej zranić w taki sposób. Nie chcę żeby dorastała bez ojca, jak ja. Zasługuje na więcej niż to.  
Skinęłam w zgodzie. Byłam bardziej niż wdzięczna za to, że mieliśmy takie samo zdanie na ten temat.

Następnego ranka, zostałam obudzona przez zapach naleśników i jajek. Uśmiechając się, usiadłam na łóżku i odwróciłam się w lewo by zobaczyć czekającą na mnie tacę ze śniadaniem. Para wciąż unosiła się z niej, dając mi znać, że Jason niedawno tutaj był. Przejrzałam wyśmienicie wyglądające jedzenie, zanim dostrzegłam liścik. Podniosłam go i zatrzymałam bliżej mojej twarzy niż zazwyczaj, próbując zobaczyć przez poranne rozmycie.
"Dzień dobry, moja piękna baby mamo" - przewróciłam oczami, ale zachichotałam. 
"Pomyślałem, że możesz ucieszyć się z domowego śniadania. Alyssa mówiła, że nie robisz tego często. Pomyślałem, że mógłbym spróbować i zrobić coś wyjątkowego dla was obu. Zasługujecie na to."  
Przygryzłam moją dolną wargę i uśmiechnęłam się na jego charakter pisma. Liścik był taki słodki.  
"P.S. Aly i ja czekamy na ciebie w kuchni ;)"  
Szybko zjadłam moje śniadanie, przed pośpiesznym udaniem się do kuchni by zobaczyć Jasona pomagającego Alyssie z jej jedzeniem. Zachichotałam i podeszłam do nich.  
- Mamusia! - Aly zawołała z buzią pełną jedzenia. Skarciłam ją szybko za mówienie z pełną buzią, zanim umieściłam delikatny pocałunek na jej głowie.
- Dzień dobry kochanie - powiedziałam do niej. - Dzień dobry Jason.  
- Dzień dobry - uśmiechnął się.
- Ktoś jest dzisiaj w dobrym humorze - powiedziałam.
Skinął głową i wytarł strużkę syropu z brody Alyssy, chichocząc, gdy to zrobił. Zaśmiała się i próbowała wytrzeć lepką substancję z jej palców. Kochałam to, jak szczęśliwie wyglądali razem. To uszczęśliwiało mnie. Gdy Alyssa skończyła jeść, Jason wypuścił ją z jej wysokiego krzesełka i natychmiast wystartowała biegnąc do salonu by zacząć bawić się zabawkami. Uśmiechnęłam się i patrzałam za nią. Następnie odwróciłam swój wzrok do Jasona, który obecnie wstawał z swojego siedzenia i podchodził do kuchenki. Wziął sobie trochę jedzenia, zanim podszedł i usiadł po drugiej stronie, ode mnie, przy stole.
- Jeszcze nie jadłeś? - zapytałam zaskoczona.  
Potrząsnął głową i ugryzł kawałek boczku. Po tym jak jego usta były wolne ode jedzenia, znowu zaczął mówić. - Najpierw nakarmiłem Aly.
Przygryzłam wargę drugi raz tego ranka, myśląc o jego słodkim geście.
- Jason - powiedziałam. Spojrzał znad jego talerza i czekał bym kontynuowała.
- Dziękuję.  
- Za co? - zapytał, wycierając dłonie w serwetkę.
- Za wszystko - powiedziałam mu, opierając głowę o prawą rękę, która obecnie wspomagała się o stół przede mną. - Zadbanie o Alysse zeszłej nocy, tego poranka, za śniadanie. Po prostu wszystko. Zdecydowanie nie musiałeś nic z tego robić.  
- Naprawdę nie musisz mi dziękować. Chciałem tego. Po za tym, jestem ojcem Alyssy. Jestem trochę odpowiedzialny, teraz kiedy chodzi o zaopiekowanie się nią - odpowiedział.
- Tak, ale nie musiałeś robić też dla mnie śniadania, a co dopiero przynosić mi go.
Wzruszył ramionami. - Jak powiedziałem, chciałem. Po prostu pomyślałem o tym, jak wiele zrobiłaś w ciągu ostatnich pięciu lat z Alyssą i, że byłem nieobecny przy tym wszystkim. Chcę spróbować to nadrobić dla was obu. Przynajmniej tyle mogę zrobić. To trochę potrwa, więc równie dobrze mogę zacząć już teraz - powiedział, zanim wstał i zajął się swoimi rzeczami.
W roztargnieniu, wstałam ze swojego siedzenia i podeszłam do niego, zanim obróciłam nim wokół. Natychmiast ogarnęłam go w uścisku. Trzymałam go szczelnie, zaskakująco, on mnie też. Poczułam jak opiera brodę o moją głowę i westchnął.  
- Jeśli będziesz trzymał takie tępo, nadrobisz to dla nas w krótkim czasie.

Minął około tydzień odkąd Justin poznał Alyssę. Od tego czasu spędzał mnóstwo czasu z nami w domu. Alyssa naprawdę zaczęła go kochać. Bawił się z nią cały czas i kiedy tylko go nie ma, będzie płakać i kopać i krzyczeć i praktycznie błagać mnie bym zadzwoniła do niego i znowu go zaprosiła. Zazwyczaj tak robię, Alyssa jest częścią powodu. Inną częścią powodu jest to, że trochę tęsknię za jego towarzystwem, kiedy również go nie ma. Zaczęłam lubić jego towarzystwo. Był naprawdę miłym facetem. Traktował Alyssę i mnie bardzo dobrze i byłam za to bardzo wdzięczna. Ale bardziej niż wszystko, byłam zadowolona, że Alyssa w końcu ma ojca. Jej PRAWDZIWEGO ojca. Przez dłuższy czas bałam się, że będę musiała zastąpić Jasona kimś innym. Kimś innym. Bałam się, że Alyssa nigdy nie pozna swojego ojca. Na szczęście, nie musiałam tego robić. Wiedziała kim jest jej ojciec i kochała go, po poznaniu go przez tydzień. Nikt nie będzie potrafił zastąpić go w jej sercu. 
- Carly - Jason zanucił, podczas gdy wkroczył dumnie do pokoju, nasza córka spoczywała na jego biodrze.
- Tak? - zapytałam go, spoglądając znad mojego nowego numeru magazynu People.
- Dziś wieczorem wy dwie idziecie ze mną na kolację - uśmiechnął się szeroko.   
- Och naprawdę? - odwróciłam swoje ciało twarzą do niego. - I mam coś w tym do powiedzenia?
- Nie - rzucił zabawną twarz w kierunku Aly, powodując, że zaśmiała się i ukrył jej głowę w swoim ramieniu, zanim przesunął wzrok na mnie. - Bądźcie gotowe na szóstą - powiedział zanim postawił Alyssę. Usiadł koło mnie na kanapie i zgarbił się, układając się komfortowo. Oprał ręce na szczycie kanapy i spojrzał na mnie, lekko się uśmiechając.
- Co? - zapytałam. Zauważyłam, że jego oczy mkną z moich włosów do ust, w końcu do moich oczu. Przełknęłam ślinę, gdy również moje nagle  odnalazły jego. Jego oczy były przepiękne. Święty..  
- Nic - uśmiechnął się, odwracając wzrok.  
Niezręcznie odchrząknęłam. Co właśnie się stało? - Więc, uh, dlaczego właściwie dziś wieczorem zabierasz nas na kolację? 
Wzruszył ramionami. - Czemu nie? Dziś wieczorem chcę wyjść i zrobić coś z wami dwoma.
- Jason, dlaczego zamierzasz to zrobić? Jesteś wszędzie poszukiwany, pamiętasz?
- Tego się dowiemy - powiedział. Następnie wstał z kanapy i dowlekł się do Aly, przed zgarnięciem jej w swoje ramiona i pocałowaniem jej policzek, powodując, że pisnęła i chichotała jak szalona.
Nie wiem jak Jason spodziewał się nie być zauważonym w publicznej restauracji.
Mam nadzieję, że wszystko pójdzie gładko.

~.~
jak myślicie, co się wydarzy na kolacji?

rozdział tłumaczyła @nic3smile, która będzie mi teraz pomagać. :)

1. jeżeli chcecie następny rozdział - komentujcie.
2. jeżeli polubiliście to ff - dawajcie do obserwowanych.
3. jeżeli macie jakieś pytania - tutaj
4. jeżeli ktoś z was chce być informowanym o nowych rozdziałach - tutaj

wtorek, 1 października 2013

Informacja

Brak komentarzy:
Chciałby ktoś pomóc przy tłumaczeniu?
Piszcie na aska - di4mondss
lub twittera - holidaysgomez.