piątek, 13 grudnia 2013

Chapter 10: That's my Alyssa.

51 komentarzy:
Carly westchnęła i poruszyła się na kanapie, ponieważ nagle obudziła się przez krzyki jej córki z drugiej strony domu. Jęknęła i zrzuciła się z pluszowej powierzchni i zaczęła iść w kierunku sypialni Alyssy. Było to codziennością odkąd Jason wyjechał. Budziła się nad ranem, zdając sobie sprawę, że Jasona tam nie ma, zaczynała płakać i z powrotem zasypiała. Później budziła się na czas lunchu, chociaż była znacznie mniej aktywna i bardziej cicha niż Carly kiedykolwiek widziała w swoim życiu. Następnie układała się do snu do popołudniowej drzemki, (której nigdy wcześniej nie potrzebowała, ale Carly czuła potrzebę trzymania jej regularnego planu i układania ją do łóżka, nawet, jeśli wcześniej spała czy nie) a potem budziła się płacząc i krzycząc za swoim tatusiem. Carly tak bardzo chciała, żeby było coś, co mogłaby zrobić, żeby sprowadzić Jasona z powrotem do niej. Albo tylko by porozmawiali przez minutę. Ale oczywiście to się nie działo, jak Jason obiecywał. Nie było go przez cztery i pół dnia i nie zadręczał się by raz się z nimi skontaktować. Carly i Alyssa zaczynały mieć wątpliwości, co do faktu, że Jason nie zamierzał kiedykolwiek wrócić, jak powiedział, że wróci.
- Kochanie, uspokój się – Carly zawołała spod drzwi, zanim pozwoliła sobie wejść. Alyssa leżała na łóżku w płodowej pozycji. Nogi były przyciśnięte do jej klatki piersiowej, jej ramiona asekurowały je. Jej głowa była ukryta w kolanach, kiedy łzy kontynuowały spływanie wzdłuż jej twarzy.
- J-ja chcę tatusia – czknęła. Carly siedziała na brzegu łóżka Aly i przyciągnęła ją w swoje ramiona.
- Tatuś niedługo będzie w domu – zapewniła ją, brzmiąc niewiarygodnie przekonywająco. Nie oczekiwała, że Alyssa faktycznie w to uwierzy. Cholera, sama w to nie wierzyła. Tak bardzo jak jej głowa mówiła jej by wygoniła Jasona i fakt, że był daleko od domu i z dala od ich żyć, jej serce mówiło by miała nadzieję, że wróci. Musiał. Miał tutaj córkę. Musiał, prawda? Zamiast odpowiedzieć, Aly kontynuowała szlochanie i chowanie twarzy w klatkę piersiową swojej mamy.
- A może pójdziemy gdzieś by odciągnąć twoje myśli od tatusia? – Carly zaproponowała, patrząc na jej najcenniejszą własność w swoich ramionach. Krótki kucyk ułożył się na czubku głowy Alyssy i kiwał się wraz z jej drżącym ciałem i z każdą czkawką, która się pojawiała. Alyssa sztywno skinęła w jej ramionach i pociągnęła nosem. Carly modliła się by w końcu się uspokajała. Znała miejsce.

- Chodź mamusiu – Alyssa zachichotała, podczas gdy szarpała dłoń swojej matki, praktycznie ciągnąc ją na plac zabaw w parku. Carly postanowiła zabrać ją do miejscowego parku, tylko parę mil od ich domu. Zabierała tutaj Aly tak długo, jak pamiętała. Bawiła się tutaj jak była dzieckiem, sama. Park przywracał tyle wspomnień. Doświadczyła pierwszego złamania ręki na drabinkach. Jej pierwszy ząb został zgubiony po zjechaniu twarzą i uderzeniu w ziemię. Jej pierwszy pocałunek miał miejsce pod drewnianym mostkiem łączącym zjeżdżalnię z resztą placu zabaw. Park był dla niej bardzo wyjątkowy i była szczęśliwa, że mogła się tym dzielić z córką.
- Chodź się ze mną pobawić – Alyssa poprosiła.
- Idź i się baw. Mamusia będzie tu siedziała i ciebie obserwowała – powiedziała, wskazując na drewniany ławkę nie więcej niż dziesięć stóp z brzegu placu zabaw. Alyssa skinęła z podnieceniem i zaczęła wspinać się na drugą zjeżdżalnię w parku. Carly westchnęła z zadowolenia, gdy usiadła na ławce. Uśmiechnęła się, jak rozejrzała się po cudownym widoku wokół niej. Zielona trawa lekko powiewała przez letnią bryzę. Psy biegały żeby złapać frisbee i piłki, zatrzymując się by napić się wody z pobliskiej rzeczki po drugiej stronie parku. Dzieci śmiały się i grały ze sobą w oddali. Delikatna bryza dmuchnęła przez jej włosy, gdy siedziała na ławce. Wiewiórki goniły za sobą z góry na dół na drzewach obok niej. Świeże powietrze zalało jej płuca. Była szczęśliwa.
- Spójrz mamusiu! – Alyssa zawołała swoją mamę. Carly zwróciła swoją uwagę ku swojej dziewczynce, która zsunęła się w dół zjeżdżalni. Pisnęła z podniecenia, gdy zleciała wzdłuż mocnej, plastikowej powierzchni. Odepchnęła się do przodu, kiedy skończyła i zeskoczyła ze zjeżdżalni. Pobiegła na drugą stronę placu zabaw, aby zacząć swoją przejażdżkę od początku.
- Carly Harris? – Głos rozbrzmiał za nią. Odwróciła się, patrząc nad ramieniem, widząc nikogo innego niż jej starą przyjaciółkę z liceum w towarzystwie małego chłopca, który nie mógł być dużo starszy od Alyssy.
- Sonia? – Zaszczebiotała, wstając z miejsca.
- O mój Boże! Nie widziałam cię wieczność! Jak się miałaś? – Wykrzyknęła entuzjastycznie, przyciągając Carly do ciasnego i przyjacielskiego uścisku, który grzecznie odwzajemniła.
- Wiem. U mnie w porządku. U ciebie? – Zapytała, wskazując na nią, gdy mówiła.
- Cudownie! Niedawno urodziłam tego małego gnojka – potargała włosy małego chłopczyka obok siebie – i wyszłam za mąż za jego ojca – uśmiechnęła się szeroko.
- Gratuluję! Kim jest ten mały chłopiec? – Carly przykucnęła do jego poziomu i uśmiechnęła się do niego.
- To mój syn Mathew Drew. Ale mówimy na niego Drew – z dumą się uśmiechnęła, gdy patrzała w dół na jej małego chłopca. – Możesz powiedzieć cześć? – Zagruchała do swojego synka. Zamiast się odezwać, pisnął i ukrył twarz w nogach swojej matki. – Jesteśmy nieśmiali, co? – Zażartowała.
- Za pierwszym razem moja córka ma tak samo – powiedziała jej.
- Masz córkę?
Carly wskazała nad ramieniem na małą dziewczynkę, próbującą wspiąć się górą zjeżdżalnię, zamiast dołem, w normalny sposób.
- To moja Alyssa – naśladowała minę, którą zrobiła Sonia, gdy przedstawiała Carly Drew. Carly kochała mówić o Alyssie. Mogła to robić cały dzień. Ubóstwiała tą dziewczynkę bardziej niż ktoś kiedykolwiek mógł sobie wyobrazić. Zamrugała na myśl o Alyssie, która dorasta i wyprowadza się.
- Jest taka urocza! – Sonia zagruchała. – O mój Boże. Ja- została zatrzymana przez jej synka, szarpiącego jej bluzkę i krzyczącego „mamusia, mamusia”. Zachichotała i posłała przepraszające spojrzenie, zanim odwróciła swój wzrok w dół na Drew. Pokazywał na ciężarówkę za nimi, które właśnie przyjechała. To ciężarówka z lodami.
- Chcesz lody kolego? – Sona zapytała Drew, który skinął entuzjastycznie po jej stronie. Zachichotała.
- Mogę iść i mam coś wziąć, jeśli chcecie – Carly miło zaproponowała. – Jestem pewna, że Aly też będzie coś chciała.
- Dziękuję! – Sona przytuliła ją i wręczyła pięć dolarów, zanim usiadła na ławce.
- Możesz ją dla mnie przypilnować? – Zapytała, wskazując na Alyssę. Sonia skinęła głową, a Carly ruszyła do ciężarówki z lodami.
- Nie, Drew, musisz zostać z mamusią. – Sonia powiedziała do swojego syna, który próbował od niej uciec. – Drew! – Krzyknęła, gdy wystartował, biegnąc przez park. Jęknęła i poszła za nim. – Drew, wracaj tutaj!
 Tymczasem, mała Alyssa została sama. Śmiała się, gdy zeszła ze zjeżdżalni i zeskoczyła na ziemię. Jednak, inaczej niż zwykle, zamiast wylądować na stopach, wylądowała na brzuchu na ziemi. Krzyknęła, gdy wyciągnął dłoń naprzeciwko niej i przyglądał się maleńkiemu kamykowi, który osadził się w środku jej łapki. Zawyła i rozejrzała się za swoją mamusią, której nie było na miejscu. Gdzie ona jest?
- Alyssa – znajomy, męski i głęboki głos zawołał jej imię z tyłu. Odwróciła się i jej szczęka opadła…

__________

przepraszam jeżeli w rozdziale pojawiły się jakiekolwiek błędy :)
1. jeżeli chcecie rozdział to komentujcie, bo to naprawdę pomaga i daje motywację
2. jeżeli chcecie być informowani to wpisujcie się na listę, która jest w zakładce "informed"
to chyba na tyle
@DameMils

niedziela, 17 listopada 2013

Chapter 9: I have to leave.

38 komentarzy:
No one
- Carly. – Jason krzyknął, podczas gdy wchodził do domu. Właśnie wrócił od Andrew'a i, na szczęście, był na tyle spokojny by porozmawiać o jego nieuniknionych planach.
- W sypialni – odkrzyknęła. Westchnął i poszedł za jej głosem wzdłuż korytarza zanim mu przerwano.
- Tatusiu – usłyszał głos za sobą. Odwrócił się by zobaczyć Alyssę wyciągając głowę ze swojej sypialni. Uśmiechnęła się szeroko, kiedy go zobaczyła i pobiegła w jego kierunku. Nie mógł nic na to poradzić, ale wyciągnął swoje ramiona do niej i uśmiechnął się, jak podnosił ją na ręce.
 - Cześć dziecinko – powiedział. – Co robisz?
- Bawię się moimi nowymi Barbie. Chcesz iść? – Zaprosiła go. Jason zachichotał.
- Będę za parę minut okej? Muszę najpierw porozmawiać o czymś z mamusią – powiedział jej, jego twarz upadła, kiedy zauważył zmarszczone brwi na jej twarzy. – Obiecuję, że niedługo będę.
Westchnęła. – Okej. – Położył ją na ziemi i obserwował jak podskakuje do jej pokoju. Chichocząc, z powrotem zwrócił swoją uwagę do, chyba mogę powiedzieć, misji. Wszedł do pokoju Carly, znajdując ją leżącą na łóżku, czytając powieść Nicholasa Sparksa. Duchowo przewrócił oczami. Nie rozumiał, co dziewczyny lubiły tak bardzo w tych książkach. Były takie nierealistyczne. Nikt nie znajdzie takiej miłości. Nigdy, chyba, dlatego zrezygnowałem z tego, Jason pomyślał.
- Hej. – Carly odezwała się. Odłożyła książkę i usiadła, poklepując miejsce obok siebie na łóżku. Ochoczo podszedł i usiadł koło niej. 
- Spójrz, musimy porozmawiać – powiedział jej. Natychmiast zmartwiona mina pojawiła się na jej twarzy i odwróciła swoje ciało twarzą do niego.
- O czym? – Zapytała.
Jason westchnął zanim zaczął swoje wyjaśnianie. – Więc wiesz jak umarł mój przyjaciel Asher? – Carly kiwnęła głową. – I pamiętasz tego faceta, który podszedł do nas w restauracji? – Carly powtórzyła czynność i pozostała cicho, czekając by Jason kontynuował. – Asher jest mu winny dużo pieniędzy. I z jakiś powodów oczekuje, żebym ja był tym, który mu je zwróci. Powiedziałem mu o tobie, Alyssie, Asher'ze, wszystkim. Ale odmówił mi pomocy. – Jason wziął głęboki oddech. – Nie mogę zdobyć pieniędzy na sobotę Carly. To nie możliwe. Przełknęła ślinę.
– Więc, o co ci chodzi? – Mruknęła.
- Muszę wyjechać Carly. – Jason powiedział jej, jego oczy zetknęły się z jej. Mógł wyczytać rozczarowanie w jej brązowych kulach.
- Ale… Jason, ty, ja, co z Alyssą? Obiecałeś Jason – powiedziała, porywając się.
- Nie, nie, Carly – przysunął się bliżej niej. – To w ogóle nie tak, okej. Po prostu muszę na chwilę uciec. To nie jest coś, czemu tym razem mogę zapobiec. Muszę to zrobić dla nas wszystkich. Zwłaszcza dla was, dziewczyny. Jeśli zostanę tutaj, przyjdzie po mnie. I jeśli zawsze jestem z wami dwoma, narażę was dwie na niebezpieczeństwo. Jakim teraz byłbym ojcem, gdybym pozwolił, żeby to się wydarzyło? – Zapytał ją, zakładając zbłąkane włosy za jej ucho.
- Rozumiem – pociągnęła nosem. – Naprawdę, rozumiem. Jest w porządku. – Strzepnęła dłoń Jasona z twarzy i odwróciła wzrok, wycierając łzę, która wymknęła się.
- Proszę nie płacz – błagał. Gdyby istniała jedna słabość, którą miał, to patrzenie jak dziewczyny płaczą. Nie mógł tego znieść. – Proszę – wymamrotał znowu. Pociągnęła nosem i spojrzała na podłogę. Carly zwinęła wargi do swoich ust, walcząc z powracającymi łzami. – Carly, proszę, spójrz na mnie. – Carly niechętnie odwróciła wzrok do niego. – Naprawdę nie chcę was opuszczać dziewczyny. Uwierz mi.  Ale muszę. Nie będę tam długo, obiecuję.
Skinęła głową. – Powiedziałam ci, że rozumiem.
- Więc dlaczego płaczesz?
- Dlatego! – Warknęła. Jego oczy rozszerzyły się przez jej nagły wybuch. Carly westchnęła i osunęła się do przodu. – Nie chcę żebyś zostawiał Alyssę, Jason. Myślałam, że już ci to mówiłam wcześniej. Naprawdę lubię mieć ciebie tutaj. Nie chcę wracać do wychowywania jej sama.
- Tak mi przykro, że muszę wyjechać. Wrócę, obiecuję. Możemy pozostać w kontakcie przez Skype’a albo telefon, więc będziecie mogły mnie wciąż widzieć. Wszystko będzie dobrze okej? – Jason starał się ją upewnić. Pociągnęła nosem i kiwnęła głową. Jason westchnął i uspakajająco pogłaskał jej plecy, zanim zjechał dłonią w dół do jej talii. Przyciągnął ją naprzeciwko siebie i trzymał ją mocno, chowając twarz w jej włosy.
- Kiedy wyjeżdżasz? – Zapytała go.
- Jutro rano.
Nie odpowiedziała. W zamian westchnęła. Głośno.
- Możesz mi coś obiecać? – Mruknął cicho. Kiwnęła głową. - Proszę nie trzymać Alyssy z dala ode mnie, kiedy wrócę. Proszę – błagał.
- Dlaczego miałabym ci to zrobić Jason? – Zapytała go, wycofując się z jego uścisku. Ponownie odwróciła swoje ciało twarzą do niego.
- Nie pamiętasz? Powiedziałaś mi, że jeśli odejdę, to tak będzie. Nie byłbym w stanie zobaczyć ją znowu – przypomniał jej.
- Jason, to jest bardzo trudna sytuacja. Chodziło mi o to, że jeśli odejdziesz, bo byłeś zmęczony byciem ojcem czy raczej wybrałbyś swoją kryminalną karierę zamiast niej, nie byłbyś w stanie wrócić. Oczywiście będziesz mógł zobaczyć ją, kiedy wrócisz – zapewniła go, pozwalając by uwolnił głęboki oddech.
- Ale będę mógł ciebie też zobaczyć? – Zapytał, uśmiech wśliznął się na jego twarz.
Zachichotała. - Myślę, że tak. Uśmiechnął się i z powrotem przyciągnął ją do klatki piersiowej. – Dziękuję. – Całując czubek jej głowy, wstał z łóżka i zaczął iść w kierunku drzwi.
- Gdzie idziesz? – Carly zapytała.
- Muszę powiedzieć Alyssie – skrzywił się zanim otworzył drzwi.
- Chcesz pomocy? – Zaproponowała.
- Myślę, że dam radę. Dam ci znać, jeśli będę cię potrzebować. – Otworzył drzwi i wszedł na korytarz, zanim udał się do pokoju Alyssy. Drzwi były otwarte i każde światło w jej pokoju było zapalone. Górne światło, obie lampy, lampka nocna. Obdzierała rachunek za prąd dla Carly. Co przypomniało Jasonowi, że musiał zacząć pomagać z rachunkami, jeśli zamierzał tam mieszkać.
- Tatuś! – Zawołała, kiedy zauważyła jak wchodzi. – Spójrz! Mam tą Barbie dla ciebie! – Uśmiechnęła się dumnie i podniosła blond Barbie z niebieskim body ze spandexu i tonem makijażu.
- Dziękuję, kochanie – powiedział jej, biorąc Barbie z jej uchwytu. – Aly, muszę z tobą porozmawiać – powiedział siadając na podłodze koło niej. Postawił Barbie na ziemi obok siebie i pociągnął swoją córkę na kolana. – Jest coś, co muszę ci powiedzieć – powiedział, przesuwając Aly na jedno kolano, więc mogła teraz patrzeć na niego, bez patrzenia przez ramie.
- Co? – Zapytała swoim słodki, wysokim, dostosowanym głosem. - Tatuś zamierza wyjechać na trochę - powiedział jej. Natychmiast zmarszczyła brwi i jej oczy zaczęły wypełniać się łzami. Jej wyraz twarzy przypominał mu tak bardzo jej matkę.
 - Dlaczego? Gdzie jedziesz? – Zapytała, jej głos drżał.
- Muszę się zająć paroma rzeczami. Okej? Będę niedługo. - Nie chcę żebyś jechał - płakała. - Wiem kochanie. Też nie chcę jechać, ale muszę. - Przytulił ją mocno, kiedy płakała. Jason delikatnie pogłaskał jej włosy, próbując ją uspokoić. - Wciąż będziemy rozmawiać, dobra? Ty i mamusia możecie do mnie dzwonić albo rozmawiać na video chacie, kiedy tylko chcecie.
- To... Nie! - Przytuliła go mocniej, jak on ją. Teraz chciał zostać jeszcze bardziej. To zdecydowanie niczego nie polepsza. - Obiecujesz, że wrócisz?
- Obiecuję. Nie mógłbym was nigdy opuścić. – Pocałował czubek jej głowy jak jej matki parę minut temu.
- Ki-kiedy w-wyjeżdżasz? – Pociągnęła nosem.
- Wyjeżdżam jutro rano – poinformował swoją córkę.
- Okej. Więc jeszcze możesz mnie utulić do snu, prawda? – Ożywiła się. Jason zachichotał przez jej huśtawki nastroju.
- Tak, Aly, mogę jeszcze się utulić do snu dzisiejszego wieczory – zachichotał. – Co powiesz na to, byśmy teraz wrócili do tych Barbie?  

Carly obudziła się około drugiej nad ranem przez dźwięk płaczu jej córki, pochodzącego z korytarza. Marszcząc brwi, wstała z łóżka i poszła wzdłuż korytarza do pokoju Alyssy. Wszystkie światła były wyłączone, a drzwi zamknięte. Reszta domu była cicha, pomijając jej płacz.
- Aly – powiedziała, podczas gdy otwierała drzwi, nie chcąc jej przestraszyć.
- Mamusiu – płakała. Carly podeszła i zapaliła lampkę koło łóżka Alyssy, zanim usiadła obok niej.
- Hej, co jest kochanie? – Zapytała, wycierając kilka łez Alyssy.  Alyssa strzepnęła jej dłoń i skrzyżowała ręce na swojej klatce piersiowej.
- Alyssa May – Carly skarciła ją. – Nie bij mamusi.
- Chcę tatusia! – Krzyknęła.
- Alyssa, tatuś śpi.
- Nie, ja chcę teraz tatusia! – Skomlała. Zanim mogła poprosić swojego malucha by się uciszyła, drzwi znowu się otworzyły i wszedł Jason. Jego włosy były w nieładzie a oczy zmrużone, dostosowując się do światła. To było jasne, że właśnie się obudził. Para dresów wisiała nisko na jego pasie. Był kompletnie goły na górze, dając Carly dobry widok na jego mięśnie. Nie mogła nic na to poradzić, ale oblizała usta przez ten widok.
- Tatuś – Alyssa łkała, zsuwając się z łóżka. Podbiegła do niego i zgarnął ją w swoje ramiona, zanim zaniósł ją z powrotem do łóżka. Usiadł koło Carly z Aly na swoich kolanach.
- Co jest dziewczynko? – Zapytał ją, wycierając jej łzy. Carly wewnętrznie przygnębiła się, przez to jak Alyssa pozwoliła mu to zrobić, nie jej. Nie mogła nic na poradzić, ale poczuła się trochę zazdrosna. Alyssa mocno przytuliła Jasona i kontynuowała płakanie w jego klatkę piersiową.
- Nie chcę żebyś jechał – płakała. Jason głośno westchnął i przytulił ją mocno, zamykając oczy, próbując dzielić tą ostatnią chwilę tak długo jak to możliwe.
– Muszę kochanie.
- Nie – jęknęła – nie możesz.
- Aly, tatuś powiedział, że możemy z nim rozmawiać cały dzień, jeśli chcemy, okej? To będzie tak, jakby nawet nie pojechał. – Carly próbowała uspokoić córkę. Uspokajająco potarła jej plecy i oparła głowę na ramieniu Jasona, gdy oboje próbowali zrelaksować swoją córkę. Alyssa nie odpowiedziała. Jason spojrzał w dół i zobaczyć, że faktycznie zasnęła. Zastanawiał się jak sen mógł osiągnąć ją tak szybko, ale nie kwestionował tego. Położył ją z powrotem do jej łóżka i schował ją w nim. Od razu ucałował jej czoło na dobranoc i zgasił lampkę nocną, wstał i poszedł za Carly przez drzwi. Gdy drzwi Aly były zamknięte, zostali zalani ciemnością. Jason na oślep odnalazł dłoń Carly i przyciągnął ją do swojej klatki piersiowej. Trzymał ją mocno.
– To właśnie sprawia, że wszystko jest jeszcze trudniejsze.
Carly westchnęła. – Wiem. Ale ona teraz śpi.
Skinął głową. – Też powinniśmy iść spać.
Zanuciła w zgodzie.  – Zapraszam do spania ze mną przez resztę nocy, Jason.
- Okej.

Jason obudził się około piątej i postanowił, że będzie najlepiej, jeśli wyjedzie wcześnie, zanim dziewczyny się obudzą. Zaoszczędziłoby to im całego stresu i kłopotów. Żadnych beznadziejnych pożegnań. Wstał z łóżka i po cichu opuścił sypialnię, szedł wzdłuż korytarza do salonu. Nie wziął nic ze sobą, więc to nie jest tak, że naprawdę miał coś do pakowania. Jednak zanim wyszedł, podszedł do lodówki, oderwał kawałek papieru z podkładki na listy i zaczął pisać liścik do Carly i Alyssy. Nie obudzą się, kiedy odejdzie, nie mógł po prostu wyjechać bez pożegnania. Jaki ojciec by to zrobił? Od razu, gdy skończył pisać notatkę, podszedł do drzwi i wsunął buty i kurtkę. Tak cicho jak to po ludzku możliwe, pociągnął drzwi wejściowe domu, otwierając je i zrobił krok na zimne, poranne powietrze. Zanim mógł pójść za daleko, głos zatrzymał go.
- Tatusiu! – Alyssa krzyknęła, podbiegając do niego. Wewnętrznie jęknął i ucieszył się, gdy wszedł z powrotem do domu. Wiedział, że to uczyni wszystko o wiele trudniejsze, ale był również zadowolony, że pocałuje na pożegnanie swoją dziewczynkę.
- Muszę iść kochanie – powiedział jej, kucając do jej poziomu.
- Nie tatusiu, nie idź – oplotła ramiona na jego szyi. Nie mógł nic na to poradzić, ale rozdarł się trochę. Nie chciał opuszczać swojej córki bardziej niż ona chciała, żeby wyjeżdżał. Trzymał ją mocno jakby to był ostatni raz, kiedy może ją zobaczyć. Modlił się, żeby tak nie było, ale kto wie?
- Musze Aly. Obiecuję, że niedługo wrócę. – Odsunął się i pocałował kilka łez na jej policzkach. – Zadzwonię do ciebie później, dobra? I możemy rozmawiać przez video czat, przed spaniem, jeśli chcesz. Skinęła głową. – Kiedy wrócisz?
Westchnął. – Niedługo, kochanie. Dobrze? 
Kiwnęła głową i jeszcze raz go przytuliła. – Kocham cię tatusiu.
Przełknął. – Też cię kocham Alyssa. – Całując ją ostatni raz w usta, wstał. – Do zobaczenia później. Kiwnęła głową. – Pa tatusiu. I z tym, odszedł przez frontowe drzwi, zostawiając za sobą zarówno swoją córkę i jej matkę.

~.~

przepraszam, że tak długo mi to zajęło, ale nie miałam po prostu czasu.powinnam się teraz uczyć, ale wolałam tłumaczyć Wam rozdział :) proszę Was komentujcie, bo naprawdę daję motywację, jeśli chcecie być informowani, to zapisujcie się tutaj jak macie jakieś pytania do piszcie na twitterze - @DameMils buziaki

edit Skye.

1. jeżeli chcecie następny rozdział - komentujcie.
2. jeżeli polubiliście to ff - dawajcie do obserwowanych.
3. zapraszam na moje nowe opowiadanie - badday-fanfiction

wtorek, 5 listopada 2013

Nowe opowiadanie.

3 komentarze:
Chciałabym was serdecznie zaprosić na moje nowe opowiadanie! :)


Mam nadzieję, że wam się spodoba i będziecie z chęcią czytać i komentować! <3

poniedziałek, 28 października 2013

Chapter 8: Asher's dead.

28 komentarzy:
Jason

Zamykając drzwi, wyszedłem na deszcz i pobiegłem do samochodu. Szybko wskoczyłem do niego i uruchomiłem silnik. Musiałem się tym zająć. Teraz, zanim to wszystko nie posunie się za daleko. Albo jeszcze dalej, powinienem powiedzieć. Powoli wycofałem z podjazdu, mając nadzieję, że nie przyciągnę uwagi Carly czy mojej córki, która tak czy inaczej powinna spać. I nie mogę zaprzeczyć, że czuję się źle zostawiające je tak nagle w środku nocy, ale na pewno one zrozumieją kiedy im wszystko wyjaśnię. Cóż, Carly zrozumie tak czy inaczej. Mam nadzieję. Napęd milczał. Było słychać tylko dźwięk opon samochodu najeżdżających na kałuże. Niebo było coraz ciemniejsze i ciemniejsze, z minuty na minutę, powodując deszcz, który stawał się coraz cięższy. Mogę ustawić wycieraczki na pełną parę, ale nawet nie mogłem zapobiec deszczu, który oślepiał mnie na kilka sekund. Wiedziałem, że będę musiał załatwić to szybko kub inaczej będę musiał tam zostać na noc. Nie ma mowy, że będę wstanie dojechać do domu, jeśli skończy się to znacznie gorzej i patrząc na to, to będzie już wkrótce. Cholera. Dlaczego nie mogłem poczekać do jutra aby to zrobić? Ponieważ jestem empatycznym skurwielem. Dlatego. Zatrzymałem samochód na podjeździe i zgasiłem samochód, biorąc kluczyki ze stacyjki. Oparłem się o oparcie i wypuściłem z płuc ciężkie powietrze, nie zdając sobie sprawy, że je trzymałem. Rzucając okiem na dom przede mną, moja pamięć wcale nie mogła pomóc, zalewając mnie falą wspomnień. Czułem się, jakbym nie był tu wieki, kiedy naprawdę to tylko około sześciu miesięcy. Przeczesałem ręką moje wilgotne włosy i otworzyłem drzwi samochodu, przed sprintem w górę po schodach. Pieprzona pogoda. Zawsze taka trudna. Zapukałem do drzwi, jak zwykle pięć razy. On będzie wiedział kto to jest. Czekałem tylko kilka chwil przed drzwiami zanim zostały otwarte. Stał tam mój "przyjaciel" Andrew. Pracowaliśmy w gangu razem. Był jedyną osobą, której czułem, że mogę zaufać. Tak więc, oczekiwałem Ashera... Włosy Andrew'a kiedyś blond i długie, były krótko obcięte z niepewną kaskadą w dół jego kości policzkowych. Jego włosy przycięte tak, że nie spadały po bokach. Spojrzał na mnie tymi znanymi, niebieskimi oczami i uśmiechnął się. 
- Jason! - Krzyknął, wyciągając rękę do mnie. - Nie widziałem cię od wieków. - Przyciągnął mnie do siebie w męskim uścisku, po chwili pozwalając mi odejść. Trzymał drzwi swojego domu, otwierając je przede mną, a ja szybko wszedłem, omijając go. Przetarłem swoje buty o starą matę za drzwiami i przyjrzałem się pomieszczeniu. Było tak samo jak pamiętam. Te same meble, wciąż stały w tych samych kątach pokoju, stare talerze i zgniła żywność leżała na stoliku do kawy. Wciąż nie rozumiem dlaczego w końcu się tym nie zajmą. 
- Więc co cię tu sprowadza? - Andrew spytał mnie. Odwróciłem się do niego. Miał ręce w kieszeniach, a on kołysał się tam i z powrotem na starych butach do pracy. 
- Przyszedłem porozmawiać na temat King'a. - Powiedziałem. Jego jabłko Adama poruszyło się kiedy przełknął ślinę. Jego oczy rozeszły się ze strachu.
- Co z nim? - Wymamrotał.
- Przeszedł do mnie zeszłej nocy. Groził mi. Powiedział, że Asher miał mu oddać pieniądze i jestem teraz jedną osobą, która musi mu je oddać. - Powiedziałem.
- Dlaczego trzeba go spłacić? - Andrew zapytał. Obszedł mnie i usiadł na oparciu poszarpanej kanapy. Położył dłonie na kolanach i czekał. 
- Asher nie żyje. - Wymamrotałem. Andrew zamarł, jego szczęka została otwarta.
- Nie, nie. On nie może. On nie może być martwy. On był najsilniejszy w gangu. Nie ma mowy... - Andrew urwał, przenosząc wzrok na nic innego w pokoju oprócz mnie.
- O mój Boże. - Powiedział, pozwalając sobie zakryć twarz dłońmi. 
- Teraz muszę posprzątać jego bałagan. King powiedział, że jeśli nie dostanie pieniędzy w tygodniu, będę "płacić za błędy mojego przyjaciela". - Zacytowałem słowa King'a.
- Cóż, to jest kurwa śmieszne. Co zamierzasz zrobić? - Zapytał mnie, siadając prosto tylko po to by po chwili się zgarbić. 
Wzruszyłem ramionami. - Nie wiem. Nie mogę teraz zdobyć tych pieniędzy, Andrew. Nie ma mowy, zwłaszcza w pieprzony tydzień. 
- Stary, wiesz jak to zrobić. Jeśli nie dostanie ich zbyt szybko, nie zawaha się zabić. - Andrew powiedział szczerze. 
Powoli skinąłem głową. - Wiem, wiem. Ale nie mogę na to pozwolić. Mam rodzinę przy której muszę teraz być. - Powiedziałem. - Może będę tyl...
- Czekaj. - Andrew przerwał mi. - Rodzina? Czy Jason McCann właśnie powiedział, że ma rodzinę? - Jego oczy wyglądały jakby miały zaraz wypaść, kiedy spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Nigdy nie byłem facetem, który chciał mieć rodzinę, ponieważ tak naprawdę nigdy nie miałem rodziny, dorastając, jakiejkolwiek. A przynajmniej tego nie odczuwałem. 
- Myślałem, że nigdy nie chciałeś mieć rodziny. To dla nich wszystko pozostawiasz? - Spytał unosząc brwi.
- Tak, cóż, myślałem nad tym. Nie wiedziałem nawet, że mam dziecko, aż do tygodnia lub dwóch wcześniej. - Przewróciłam oczami. Zanim zdążyłem powiedzieć coś więcej o tej sprawie, zmieniłem temat. Potrzebowałem mieć tą rozmowę i po prostu mogłem wrócić do domu. - Tak czy inaczej, pomożesz mi czy nie? - Zapytałem go opierając się o najbliższą ścianę. 
Wzruszył ramionami i spojrzał na podłogę. - Nie wiem, stary. Gdzie oczekujesz dostać pieniądze ode mnie?
- Słuchaj, wiem, że to będzie trudne dla ciebie zrobić. Dla mnie również. Ale Asher był też twoim najlepszym przyjacielem. Jeśli ja będę musiał spłacać jego zadłużenia lub cokolwiek, to ty też. - Zmrużyłem brwi, mam nadzieję, że dociera do wiadomości, że nie jestem tutaj aby poeksperymentować. Przyjechałem tutaj z jednego powodu i tylko jednego powodu. 
- King przyszedł po ciebie, człowieku. Nie mnie. Nie chcę angażować się w to gówno, znowu. - Warknął. 
- Cholera, Andrew, pomogłem ci, ocaliłem twoje życie tyle pieprzonych razy. Nie możesz mi pomóc, tylko raz! - Krzyknąłem. 
- Nie wiem co robić Jason! Nie ma sposobu żebym mógł ci pomóc! Tym razem to twój problem, kolego. Nie mój. - Powiedział jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. 
Zaśmiałem się ponoru. - Dobrze, będę o tym pamiętał. 
__
Jazda do domu była dokładnie taka sama jak wcześniej tylko deszcz był bardziej uciążliwy. Grzmot zabrzmiał na niebie i piorun przeciął widok przede mną. Moje oddechy wychodziły z płuc naprawdę szybko. Nie mogłem uwierzyć, że mój jedyny przyjaciel mnie tak zawiódł. Zostawił mnie, każąc mi radzić sobie na własną rękę. Zrobiłem tyle gówna dla tego skurwysyna, a to jest to, jak się mi odpłaca? Pieniądze dla Kinga musiały być w tym tygodniu. Nie miałem pomocy, nie miałem pracy, a nie mam możliwych sposobów do uzyskania wszystkich pieniędzy. Bunt wobec prawa nie jest już opcją. Nie mogę wykorzystać szansy złapania mnie ponownie. Była tylko jedna rzecz do zrobienia.

Musiałem odejść. 

~.~

no chyba Cię Jason posrało, nie możesz odejść. 

miał być wcześniej ale nie miałam czasu przetłumaczyć końcówki. :( przepraszam.

1. jeżeli chcecie następny rozdział - komentujcie.
2. jeżeli polubiliście to ff - dawajcie do obserwowanych.
3. jeżeli macie jakieś pytania - tutaj (nie powiem, że miłoby było gdyby ktoś się w końcu blogiem zainteresował, nie tylko pytania kiedy rozdział i zazwyczaj na nie nie odpowiadam bo nie widzę sensu. więc, może jakieś inne pytania?)
4. jeżeli ktoś z was chce być informowanym o nowych rozdziałach - tutaj
5. tak po za tym, chciałabym zacząć pisać własne opowiadanie. ktoś chętny do czytania? :)

@holidaysgomez
do następnego! :)

wtorek, 22 października 2013

Chapter 7: You're too loud, mommy.

47 komentarzy:
Proszę aby każdy kto przeczytał rozdział, zostawił jakikolwiek komentarz, nawet zwykłą kropkę. To jest naprawdę wielka motywacja, a nie zabiera dużo czasu! :)

- Jason! Jason! - Zawołałam, wchodząc nim do domu. Alyssa spoczywała na jego biodrze, kiedy przeszedł przez drzwi. - Jason, muszę z tobą porozmawiać. - Powiedziałam, zamykając za sobą drzwi. Unikał rozmowy, odkąd wyszliśmy z restauracji, a ja muszę wiedzieć co się dzieje. Teraz.
- Tato, jestem zmęczona. - Alyssa wymamrotała, opierając głowę na ramieniu ojca. On delikatnie gładził jej włosy wolną ręką i pocałował w bok głowy.
- Myślę, że nadszedł czas na łóżko. - powiedział. Skinęła głową na jego ramieniu i zaczął iść  z nią korytarzem do jej pokoju. 
- Jason. - Powiedziałam surowo. 
- Nie teraz, Carly. - Westchnął, wchodząc do ciemnego pokoju Alyssy.
- Więc kiedy? Unikasz mnie całą noc! - Krzyknęłam, powodując, że Aly zaskomlała i zakryła swoje uszy.
- Jesteś zbyt głośno, mamo. - Skarciła mnie. Położyłam ręce na swoich biodrach, a następnie udałam się do małej pokoju.
- Przepraszam, kochanie. - Przeprosiłam kiedy Jason szybko pomógł jej w zmianie piżamy.
-Jest w porządku, mamo. - Powiedziała, a następnie ziewnęła. Jason wziął ją na ręce i zaniósł do jej łóżka, kładąc ją pod kołdrę, nie tracąc czasu podeszłam do ich dwójki. Powoli pochyliłam się i pocałowałam ją w czoło. 
- Dobranoc kochanie. - Szepnęłam. 
- Będę za minutę. - Jason powiedział. Uznałam to jako sygnał do wyjścia, który wykonałam. Udałam się do mojej sypialni i zaczęłam przeglądać piżamy, szukając czegoś wygodnego do spania. Westchnęłam, patrząc na to wszystko. Nic teraz nie może mnie uszczęśliwić. Po prostu muszę wiedzieć, co się dzieje, ponieważ wkrótce zacznę wariować. Po tym jak wydawało się, że minęły godziny, Jason przyszedł do mojego pokoju i usiadł na skraju łóżka. Patrzył na mnie jak zamykałam szufladę komody, rezygnując z znalezienia czegoś do założenia w tej chwili i odwróciłam się twarzą o niego. 
- Więc? - Zapytałam go, próbując dowiedzieć się czegokolwiek z jego historii. -  Co to wszystko znaczy? Kim był ten człowiek?
- On jest po prostu jakimś facetem, z którym kiedyś pracowałem. - Odpowiedział. 
- Pracowałeś? Czyli kiedy byłeś jeszcze w jednym z tych gangów? 
Skinął głową. - To nic, czym musisz się martwić. Mam wszystko pod kontrolą. 
- Oczywiście, że to coś czym muszę się martwić. Jason, praktycznie mieszkasz z nami. Mamy razem dziecko, któremu trzeba poświęcać dużo czasu. Jeśli ty jesteś w niebezpieczeństwie, my też. - Powiedziałam mu, pewna, że moje wyjaśnienie było w stu procentach dokładne.
- Nie, cholera, nie jesteś! - Wstał. - Daj sobie spokój, w porządku? Mówiłem ci, że mam wszystko pod kontrolą! Nie musisz się o to martwić.
- Dlaczego on próbuje się dostać do Ciebie? Myślałam, że zrezygnowałeś z działalności w gangach. - Powiedziałam.
- Zrezygnowałem! To coś co zdarzyło się wiele lat temu i wyraźnie on nie zamierza tego skończyć. Tobie się nic nie stanie, Alyssie się nic nie stanie, wszystko będzie dobrze. - Zapewnił mnie. 
- Co z tobą?
Milczał. - Ja... - Zawahał się. - Mi też nic nie będzie.
- Jason. - Westchnęłam i usiadłam obok niego na łóżku. Położyłam dłoń na jego ramieniu i mówiłam dalej. - To nie tylko to, że boje się o moje i naszej córki bezpieczeństwo. Nie chcę by coś ci się stało. - Wyznałam.
Odwrócił głowę i spojrzał na mnie, marszcząc brwi. - Dlaczego cię obchodzi czy coś mi się stanie czy nie?
- Bo... od kiedy jesteś tutaj, byłeś bardzo pomocny. To na pewno nie było to czego się spodziewałam, ale...
- Więc po prostu chcesz mnie tutaj bo jestem pomocny. - Spojrzał na podłogę przed nami, marszcząc brwi.
- Jeśli mógłbyś pozwolić mi dokończyć. - Zawahałam się. - Chciałam powiedzieć, że nie tylko, ale jestem pewna, że sprawiasz iż Alyssa jest szczęśliwa. Nie widziałam jej tak szczęśliwej, beze mnie. A po za tym, jesteś tu od jakiegoś czasu i myślę, że byłoby to dziwne, gdyby cię tu nie było. 
- Opiekowałaś się Alyssą przez te wszystkie lata sama. Nie myślisz, że mogłabyś to zrobić jeszcze raz?
- Prawdopodobnie, ale nie byłaby tak szczęśliwa jak teraz kiedy jesteś w pobliżu. - Wtedy zauważyłam, jakie prawdziwe znacznie miało jego pytanie. - Czekaj, wyjeżdżasz?
Westchnął. - Nie wiem jeszcze, Carly.
- Jason, nie możesz odejść. Nie teraz.
- Nie mam wyboru. Policja wie, że tu jestem. King wie, że tu jestem. Nie chcę aby wasza dwójka była w niebezpieczeństwie. 
- Rozumiem, ale Jason. Naprawdę. Ale czy wiesz jak zdenerwowana nasza córka będzie, jeśli tak nagle nas zostawisz?
Wzięłam głęboki oddech przed ponową rozmową. - Wiem, Carly. Ale to jest najlepsze dla każdego z nas w tej chwili. 
Powoli skinęłam głową, a mój wzrok przeniosłam na podłogę, patrząc na niego co kilka sekund. - Okej. Ale muszę przypomnieć ci,  że jeśli odejdziesz już nie wrócisz.
- Co? - Podniósł na mnie głos, odwracając całe swoje ciało w moją stronę. - Musisz sobie ze mnie żartować. Wyjeżdżam, aby spróbować chronić TWÓJ tyłek i to jest sposób w jaki mi się odwdzięczasz? Próbując zabrać moją córkę z dala ode mnie?
- Jason, mówiłam ci. Żadna z nas nie mogłaby się pozbierać po twoim przychodzeniu i odchodzeniu z naszego życia przez cały czas. Albo chcesz być z nami, albo nie.
- Cholera, Carly, będę tam dla Ciebie! W całym kraju na miesiąc lub dwa! Staram się robić to, co najlepsze dla naszej trójki. A po za tym, nie uważasz, że zabraniając mi zobaczyć Aly, zaszkodzi to też jej?
Kurwa. Nie myślałam o tym. Gdybym nie pozwoliła Jasonowi zobaczyć Alyssy, ona  będzie załamana, jak i(być może) on też. Westchnęłam. - Dowiemy się później. Nie musimy się martwic oto teraz, prawda?
Pokręcił głową. - Nie jestem nawet pewien, czy będę. Nie wychodziłbym właśnie teraz, tak czy inaczej. 
Skinęłam głową i patrzyłam jak zeskakuje z mojego łóżka, idąc do drzwi. - Dokąd idziesz? - Zapytałam.
Odwrócił się. - Mam coś do załatwienia. 
- Oh, okej. - Powiedziałam, co brzmiało raczej jak rozczarowanie. Również wstałam z łóżka, podchodząc do komody by w końcu znaleźć coś do spania. Kiedy to zrobiłam, nie mogłam zaprzeczyć, ale myślę o naszej małej rozmowie. Jason nie może odejść. Nie teraz. Nie teraz, kiedy Alyssa przyzwyczaiła się do posiadania ojca. I nie mogę uwierzyć, że to mówię, ale myślę, że również się do niego trochę przyzwyczaiłam. Nie wiem jak, ale myślę, że jestem. Chciałabym go mieć tutaj, i czuję, że będzie bardzo dziwnie kiedy  go nie będzie. Co więcej, po tej kolacji i innych nocach, zaczynam sądzić, że jeżeli odejdzie od przestępczego stanu, Jason jest rzeczywiście naprawdę miłym facetem. Może po prostu potrzebuje pomocy wyjścia z kłopotów i do dobrego stanu umysłu. Teraz myślę o tym, że nie zrobił nic złego nikomu, co wiem na temat, ponieważ on chce być tutaj. Może to jest to czego potrzebuje. Wsparcie rodziny, aby pomóc mu przejść przez to wszystko. Jeśli szybko nie dostanie pomocy dla swoich problemów, choć mam przerzucie, że to wszystko nie skończy się dobrze dla niego. Myślę, że to znaczy, że naprawdę nie mogę zabrać Alyssy z dala od niego. Albo może mogę? Nie wiem. 
- Jason. - Krzyknęłam do niego, mając nadzieję, że mnie usłyszał. Wyciągnęłam szorty i koszulkę gdy szedł w stronę mojego pokoju. Zatrzymał się gdy dotarł do drzwi i oparł się o nie. 
- Tak? - Założył ręce na piersi.
- Czy jest coś, co mogę zrobić aby przekonać cię żebyś został? - Zapytałam cicho.
- Dlaczego chcesz abym został? - Zapytał podchodząc do mnie. 
- Dlaczego nie? 
- Jestem pewien, że pamiętasz jak zaczęliśmy kilka tygodni temu. Nie byłaś nawet pewna, czy chcesz Alyssy przy mnie bo jestem przestępcą. - Robił dziwne gesty rękoma, jak on przypominał mi o czasie kiedy przyszedł porozmawiać. Westchnęłam. - A teraz nie chcesz żebym odszedł. 
- Wiem. Ale skoro jesteś tutaj, mogę powiedzieć, że jesteś naprawdę porządnym facetem. Dobrze traktujesz Alyssę i sprawiasz, że jest szczęśliwa. To wszystko na czym mi zależy. 
Odwrócił wzrok i pokręcił głową.
- I... - Zaczęłam, zwracając ponownie na siebie jego uwagę. Złapaliśmy kontakt wzrokowy, spojrzałam mu głęboko w oczy, w jego... wspaniałe... piwne oczy... cholera. Nie mogłam oderwać wzorku od tych oczu, one przyciągają. Mają tą tajemniczą głębokość co sprawiało, że mogłam powiedzieć o czym właśnie myślał i jak właśnie się czuł, tylko zaglądając do jego oczu. Jak to mówią, że oczy są oknem do duszy. 
- Również lubię twoje towarzystwo. - Wyznałam. 
Uniósł brwi. - Naprawdę? 
Skinęłam głową. - Zwłaszcza po dzisiejszej kolacji, wywnioskowałam, że bardzo lubię twoją osobowość. Nie można tego zobaczyć, ale jesteś bardzo miłym facetem, Jason. Potrzebujemy tutaj kogoś takiego. Mężczyzny. Skłamałabym gdybym powiedziała, że nie zaczynam się powoli do ciebie przyzwyczajać. Na początku bardzo się bałam, że jesteś w mieście, ale teraz szczerze cieszę się z twojego towarzystwa. Bardzo lubię z tobą rozmawiać i czuję, że gdybyś został moglibyśmy stać się jeszcze bliżsi, co bardzo lubię i jestem pewna, że Alyssa również. Pamiętasz pierwszą noc spędzoną z nami? 
Przyjrzałam się jak jego wyraz twarzy zmienił się kiedy wspominał noc, której nie położyliśmy się i rozmawialiśmy, i rozmawialiśmy, i rozmawialiśmy. To była także noc, kiedy Alyssa postanowiła pokazać się swojemu tacie. Zaśmiałam się na to wspomnienie, powodując, że Jason spojrzał na mnie. 
- To była dobra noc. - Powiedział, uśmiech wpełzał na jego twarz. Podszedł do mnie kilka kroków, aż nasze ciała były tylko o stopę od siebie. - Naprawdę chcesz żebym został?
Skinęłam głowę, ale milczałam. 
Westchnął. - Przemyślę na nowo odejście... pod jednym warunkiem. 
- Pod jakim? - Zapytałam, kładąc dłoń na moim biodrze, przenosząc cały ciężar mojego ciała na prawą nogę. 
On uśmiechnął się i przybliżył twarz do mojej. Nasze twarze były jakieś dziesięć centymetrów od siebie. Przełknęłam ślinę, kiedy mówił. - Pocałuj mnie. - Tak jak to zrobił pierwszej nocy. Jestem pewna, że to nie był przypadek. 
Moje myśli oniemiały ponieważ próbowałam dowiedzieć się, co zrobić. Chciałam go pocałować. Bardzo, bardzo źle. On jest taki... atrakcyjny z tymi niesamowitymi oczami i tymi... idealnymi ustami w kształcie serca, i... nie! Nie, Carly! Nie możesz czuć czegoś takiego do niego, zwłaszcza jeśli ma zamiar wyjechać. 
Uśmiech pojawił się na twarzy Jasona, ponieważ przyjrzał mi się i zapewne wiedział jak zastanawiam się co powinnam właśnie zrobić. - Carly. - Szepnął uwodzicielsko. Skurwiel. - Pocałuj mnie. - Powtórzył. 
Och, pieprzyć to.

Przycisnęłam swoje wargi do jego i natychmiast oddał pocałunek. Jednak, nie chcąc posunąć się za daleko, odsunęłam się tylko po to aby zmusić go do przyciśnięcia swoich warg do moich poraz drugi. Nie sprzeciwiłam się. Pocałunek był delikatny, ale zniewalający. Nasze zahipnotyzowane wargi zaciskały się* wiele razy, przenosząc nas do innego świata. Ponieważ pocałunek pogłębił się, nasze oddechy stały się nie równe, a języki zatańczyły, wnosząc płomienie gorąca do tej zimnej zimowej nocy. Wystarczy tylko nasza dwójka, reszta świata zniknęła. To z pewnością nie było to czego oczekiwałam, że ten pocałunek zajdzie tak daleko. Nagła ochota zalała świat wokół nas ponieważ zostaliśmy zagubieni w morzu pożądania i atrakcyjności. To jest potężne połączenie, które wysyła przypływy namiętności rozbijającej się ponad nami. Jason położył swoją rękę na moim biodrze, przyciągając mnie bliżej do jego ciała. Nasze pocałunki stały się bardziej namiętne, gwałtowne. Obawiając się, że Jason może próbować iść nieco dalej, odsunęłam się jeszcze raz, tym razem robiąc krok do tyłu. Nasze oddechy były pokrótce rozpaczliwe i gwałtowne. Intensywność rozpłynęła się. Reszta świata wolno wracała do ostrości. Spojrzałam spod rzęs, widząc Jasona uśmiech. Zachichotałam i zarumieniłam się. 
I nagle jego ręka dotknęła mojej brody. Podniósł moją głowę, zmuszając mnie do spojrzenia w swoje, łagodne teraz oczy. - Jesteś piękna, wiesz?
Nie mogłam zatrzymać fali motyli w moim brzuchu. Czułam, że robię się coraz bardziej czerwona. 
- Dobranoc. - Powiedział cicho, przed odwróceniem się na pięcie i zostawieniem mnie stającej na środku pokoju samotnej i zagubionej. Teraz wiedziałam, że nie mogę pozwolić mu odejść. Nie tylko chcę go tutaj na korzyść Alyssy, potrzebowałam go tutaj dla mnie.
Umieściłam palce na moich miękkich ustach, pamiętając słodkie uczucie jego ust na moich. Podświadomie uśmiechnęłam się. On świetnie całuje i mogę z pewnością się do tego przyzwyczaić. Położyłam dłoń na moim biodrze, gdzie dłoń Jasona była chwilę temu, powodując pragnienie żeby mnie dotknął, rozpalił jeszcze raz, nawet bardziej niż wcześniej. Westchnęłam i opadłam z powrotem na łóżko. Co się dzieje? Nie mogę czuć czegoś takiego do Jasona. Nie ma mowy, żeby to wypaliło nawet jeśli byśmy próbowali. Ale mogłam, nie móc? Wtedy zdałam sobie sprawę, wreszcie przyznając się sobie. Łapałam uczucie do Jasona McCanna. 

*wydaje mi się, że tak to powinno być.

BANG! Carly, co z Tobą?
jak myślicie, Jason zostawi Carly i Allyse?

~.~

taka mała niespodzianka:)

1. jeżeli chcecie następny rozdział - komentujcie.
2. jeżeli polubiliście to ff - dawajcie do obserwowanych.
3. jeżeli macie jakieś pytania - tutaj
4. jeżeli ktoś z was chce być informowanym o nowych rozdziałach - tutaj
5. kochani czytelnicy, moglibyście daj tutaj RT? to bardzo ważne :>

@holidaysgomez
do następnego! :)

JEST TUTAJ KTOŚ TO ROBI SZABLONY NA BLOGI? obecny mi się znudził, a niestety nie mam jak zrobić nowego. jeśli ktoś byłby chętny prosze piszcie do mnie na twittera. <3

sobota, 19 października 2013

Chapter 6: "King"

26 komentarzy:
Było za pięć szósta i jestem prawie gotowa na naszą małą kolację. Nie mogłam zaprzeczyć, że byłam podekscytowana przebywaniem tylko razem we trójkę. Mogliśmy spędził razem noc jak rodzina.. Pomijając, że Justin i ja nie jesteśmy razem. Było tak blisko byśmy ja i Aly miały rodzinę, od lat i zdecydowanie nie chciałam odrzucić takiej okazji. 
Akurat gdy trochę stroszyłam swoje włosy, usłyszałam otwierające się drzwi, następnie pospieszne maleńkie kroki obok łazienki.
- Tatuś! - usłyszałam jak Alyssa zawołała z korytarza.
- Cześć dziecinko. Gdzie mamusia? - Jason zapytał uprzejmie. Zachichotałam do siebie.   
- Chodź tutaj - krzyknęła. Usłyszałam ich zbliżające się kroki do mojej sypialni i szybko się przejrzałam, upewniając się, czy wyglądam przyzwoicie. Zanim miałam szansę na zmianę czegokolwiek, drzwi otworzyły się i Aly weszła, ciągnąc swojego ojca na piętach.   
- Tutaj jest! - Aly pisnęła, wyciągając rękę w moim kierunku. Jason zachichotał i podszedł do mnie.  
- Cóż, wyglądasz pięknie - pocałował mój policzek i zarumieniłam się. Czekaj.. Co? 
- Hej, a co ze mną? - Alyssa wydęła wargę. Skrzyżowała ramiona na swojej klatce piersiowej i udawała, że jest na niego zła.  
- Też wyglądasz przepięknie - Jason wziął ją na ręce i pocałował ją w policzek. 
Alyssa głośno zachichotała i schowała głowę zagięciu szyi Jasona.
- Chodźmy tatusiu! Jestem głodna - Aly jęknęła, odsuwając się od uścisku Jasona. Gdy była już na ziemi, chwyciła jego dłoń i wyciągnęła go z pokoju. Zaśmiałam się. 
- Będę za minutkę - krzyknęłam do niego.
- Dobra - usłyszałam jego śmiech, następujący po głośnym pisku Alyssy, gdy zaczęła się śmiać.   Uśmiechnęłam się i odwróciłam się z powrotem do lustra, upewniając się, że mój wygląd został skończony, zanim opuściłam sypialnię i dołączyłam do Jasona i mojej córki, w kuchni.  

- Rezerwacja dla McLean - Jason powiedział do kobiety za biurkiem, albo powinnam powiedzieć, Nikki, zgodnie z jej plakietką z imieniem.
- Tędy - powiedziała trochę za uprzejmie według mojego gustu.  Mrugnęła do Jasona, zanim poprowadziła nas przez pomieszczenie. Nie mogłam nic poradzić, ale czułam się trochę zazdrosna. Chociaż nie miałam powodu. Nie jest mój. Nie jestem jego. Nawet go nie lubię. Jest tylko ojcem mojego dziecka.  
- McLean? - wyszeptałam do ucha Jasona.
- Nie mogłem powiedzieć, że moje nazwisko to McCann - powiedział, obracając się wystarczająco, że tylko ja mogłam go usłyszeć. Skinęłam głową, pokazując, że zrozumiałam, mimo, że już na mnie na patrzał. 
Nikki poprowadziła nas do stolika w rogu. Idealnie. Miejmy nadzieję, że nikt nas tutaj nie zauważy. Albo przynajmniej nikt nie zauważy Jasona. Ostatniej rzeczy, której teraz potrzebujemy to by Jason został rozpoznany i aresztowany. Szczególnie ja nie chciałam by moja córka widziała coś takiego. Jest już tak do niego przywiązana, nie chciałabym, żeby widziała jak zostaje pozbawiona ojca.  
Powiedzieliśmy Nikki od czego chcieliśmy zacząć nasze posiłki i odeszła by je wziąć, zanim nie rzuciła kolejnego mrugnięcia do Jasona, oczywiście. Na mój gust, odpowiedział, odwracając swój wzrok na swoją córkę, posyłając jej głupkowatą minę, powodując, że zachichotała i pokazała mu też swoją.  
Gdy obserwowałam uroczą scenę naprzeciwko mnie, nie mogłam nic poradzić na moje zaciekawione oczy, błądzące po pomieszczeniu. Zatrzymałam się w moim otoczeniu, mentalnie gapiąc się na każde z nich. To była najdroższa restauracja w okolicy. Była jedną z tych, w których możesz zobaczyć jedzących celebrytów, ponieważ są jedynymi, którzy mogą sobie na to pozwolić. Ludzie wokół nas nie wyglądali elegancko i nieodpowiednio do luksusowej restauracji. Przy stole, niedaleko od naszego, para agresywnie wymieniała się śliną, prawdę mówiąc. To było obrzydliwe. Dodając, że zaczęli wydawać zwierzęce odgłosy. Kto do cholery robi takie coś publicznie? Poważnie. 
Najwidoczniej nie byłam jedyną, która to zauważyła. Usłyszałam jak Jason drwi z nich po drugiej stronie stołu. Spojrzałam na niego i teraz spoglądał na Aly.
- Aly nigdy nie dostaniesz pozwolenia na randki. Nigdy - powiedział surowo, wskazując palcem w jej kierunku, jego wyraz twarzy był poważny.
Zachichotałam. - Jason, ona ma cztery lata - przypomniałam mu - Nie wydaję mi się, że zamierza mieć chłopaka na chwilę obecną.
- Wiem, po prostu daję jej teraz znać - odpowiedział.
- Tatusiu - jęknęła i figlarnie klepnęła jego ramię. - Chłopcy są obrzydliwi.   
- Dobrze - Jason uśmiechnął się, usatysfakcjonowany jej oświadczeniem. Zachichotałam. Ich związek jest tak cholernie słodki. Nie mogę sobie wyobrazić, co by się stało, kiedy wreszcie zaczęła by randkować, z jej tatą znanym jako seryjny bombiarz. Już szkoda mi jej przyszłych chłopaków.
- Jason, naprawdę nie musiałeś tego dla nas robić - powiedziałam mu, wskazując na widok wokół nas. To było zbyt ekstrawaganckie. Nie, że mi się nie podobało. Po prostu nie wydaję mi się, że to było konieczne. Siedząc na kanapie, razem oglądając filmy mogłoby być więcej niż wystarczające dla mnie.
- Oczywiście, że musiałem. Przynajmniej to mogę zrobić po zostawieniu was przez cały ten czas.
- Nie musiałeś TEGO robić. Noc u mnie byłaby fajna - zachichotałam.
Wzruszył ramionami. - To nic takiego, naprawdę.  Jestem gotów zrobić wszystko by nadrobić z wami czas, który straciłem.

Minęło czterdzieści pięć minut naszej kolacji i Jason wciąż nie został zauważony, na szczęście. Nie wyobrażam sobie.. ugh. Prawie skończyliśmy nasz posiłek, gdy wciąż dzieliliśmy małą konwersację. 
- Więc, Goofy zapytał mnie ile mam lat - Alyssa kontynuowała opowiadanie swojemu ojcu o naszej wycieczce do Disney World, którą wygrałyśmy w tutejszym radiu półtora roku temu. Dobrze się tu bawiła i świetnie było ją widzieć taką szczęśliwą. 
- Tak zrobił? - Jason zapytał entuzjastycznie.  
- No! - zachichotała. - A potem- historia Alyssy została przerwana przez niespodziewany, niski głos.  
- McCann. Dobrze cię znowu widzieć - tajemniczy mężczyzna, powiedział ponuro. Jason zacisnął knykcie i szczękę. Było jasne, że ten mężczyzna, sprawił, że czuł się niespokojny. Spojrzałam w lewo, by zobaczyć dość wyraźnie zbudowanego faceta, stojącego. Był ubrany w czarne wojskowe buty. Dokończył swój strój łańcuchem wokół szyi. Wyglądał jak jeden z tych facetów, których zobaczyłbyś idących po ulicy z gangiem mającym pistolet w ręce. Zdecydowanie nie był  kimś, z kim chciałbyś zadrzeć. 
Alyssa spojrzała na niego i natychmiast odsunęła się bliżej Jasona. Schowała twarz w jego szyi i usłyszałam jej delikatny pisk ze strachu.
- Tatusiu - mruknęła, sprawiając, że Jason jeszcze bardziej się napiął.
- King - Jason mruknął pod nosem, gdy patrzał na niego ze stolika. - Co tutaj robisz?  
- Muszę z tobą porozmawiać.  
- Nie widzisz, że jestem teraz zajęty? - Jason odpowiedział, owijając rękę wokół Alyssy. Pogładził jej włosy, próbując ją uspokoić, jak tylko to możliwe.  
Mężczyzna spojrzał między Jasonem Aly i mną, zanim powiedział. - Och, rozumiem.. Czas dla rodziny, ech? Jaka szkoda, że muszą znosić taką słabą sukę jak ty.  
- To złe słowo! - Aly krzyknęła na niego, powodując, że ja Jason i ja zachichotaliśmy. To moja dziewczynka. Już chroni swojego ojca.
- Hej, zamknij pysk mały kutasie, zanim zamknę go za ciebie! - odkrzyknął. Obserwowałam jak łzy zbierały się w jej oczach i z powrotem oparła się na Jasonie. Jednak, ku mojemu zdziwieniu, posadził ją na miejscu obok siebie i wstał.
Och nie. Boże, proszę nie pozwól mu wdać się w bójkę. Nasz wieczór układał tak dobrze.. Proszę?  
- NIE mów tak do mojej córki - Jason warknął na niego w obronie. 
Zamiast odpowiedzieć na oświadczenie Jasona, postanowił zacząć nową rozmowę.
- Gdzie moje pieniądze?  
- Że co proszę? - Jason zapytał.
- Powiedziałem, gdzie moje pieniądze McCann?
Westchnęłam w duchu. Pieniądze. To ma związek z jego pracą w gangu. Miałam nadzieję, że to nie będzie dotyczyło tego wszystkiego.
- Nie mam żadnych twoich pieniędzy - powiedział mu.  
- Nie, nie masz. Ale twój mały przyjaciel Asher ma. 
- Więc znajdź Ashera i zapytaj gdzie są!  
- Nie żyje.  
Jason zamarł. - Że co proszę?
Mężczyzna dostał w twarz. - Nie żyje. Zabiłem go.
Niespodziewanie, zamiast oddać atakującemu Jasonowi, usiadł osłabiony. Oprał się na miejscu i patrzał się na stolik w ciszy.
- Potrzebuje pieniędzy do następnego tygodnia McCann, albo zapłacisz za błędy twojego przyjaciela - następnie mężczyzna zostawił Jasona ze swoimi myślami i z nami. 
- Tatusiu, kto to był? - Alyssa zapytała, jej głos wciąż drżał przez łzy.  
Potrząsnął głową i zamknął oczy. Dałam mu minutę by wziął głęboki oddech i uspokoił się zanim powiedziałam.
- Wszystko dobrze Jason? - zapytałam go.
- Musimy iść. Teraz - powiedział wstając.  
- Nie skończyliśmy jeszcze - Aly stwierdziła. 
- Nie jesteśmy tutaj bezpieczni. Wiedzą, że jestem. Musimy iść - odpowiedział, biorąc Aly na ręce. Położył sto dolarów na stoliku i dał znak żebym wstała i poszła za nim. Oczywiście tak zrobiłam.
Powinnam wiedzieć, że tak się stanie. Powinnam wiedzieć, że "poprzednie" interesy gangu Jasona mogą wejść nam w drogę. Teraz nie jesteśmy bezpieczni. Moja córka nie jest bezpieczna. Świetnie. Właśnie tego potrzebowaliśmy. Nie mogłam nic na to poradzić, ale martwiłam się, czy pozwolenie Jasonowi zbliżyć się do Alyssy było dobrą rzeczą czy nie. Przy nim, naprawdę, możemy zostać skrzywdzone.
Inną rzeczą, która chodziła po mojej głowie,


to kim jest Asher? 

_____


hej tutaj nowa tłumaczka. będę teraz pomagać w tłumaczeniu tego opowiadania :)
1. jeżeli chcecie następny rozdział - komentujcie.
2. jeżeli polubiliście to ff - dawajcie do obserwowanych.
3. jeśli macie jakieś pytania piszcie śmiało na twitterze @nic3smile>
4. jeżeli ktoś z was chce być informowanym o nowych rozdziałach tutaj

sobota, 5 października 2013

Chapter 5: "Do I get a say in this?"

30 komentarzy:
Carly

Obudziłam się przez krzyczącą Aly co nastało przez dźwięk głośnych szlochów. Jej krzyki były słyszalne wzdłuż całego korytarza. Jęknęłam i odrzuciłam kołdrę z mojego ciała, rzucając się z mojego łóżka i zaczęłam iść w kierunku pokoju Alyssy. Zawsze miała problemy ze złymi snami. Zawsze. Mówiła, że są o mężczyźnie, który próbuje gdzieś ją zabrać. Zawsze budzi się krzycząc. Udałam się korytarzem do jej pokoju, ale zatrzymałam się kilka kroków przed nim, gdy usłyszałam, że jej krzyki nagle ucichły. Pisnęła przed ostatnim szlochem. Potem wszystko ucichło. Szłam dalej widząc światło w jej pokoju. Hmm. Zbliżając się do drzwi, powoli je otworzyłam mrużąc oczy przed nagłym słabym oświetleniem. Nie mogłam ukryć uśmiechu na mojej twarzy, kiedy przyglądałam się scenie naprzeciwko mnie. Jason siedział na łóżku Alyssy, z nią na kolanach. Jego ręka była ochronnie owinięta wokół niej, a druga natomiast delikatnie gładziła jej włosy. Oparła głowę na jego piersi, tłumiąc swój płacz. Pocałował ją w czubek głowy, przed oparciem się o nią.  To była najsłodsza rzecz kiedykolwiek, zwłaszcza, że minęły dwa dni odkąd ją zna. Zachichotałam na ich uroczość, choć wkrótce pożałowałam tego, kiedy Jason na mnie spojrzał. Uśmiechnął się, zanim zamknął oczy, relaksując się z Aly. Uśmiechnęłam się i weszłam do pokoju. Udałam się do jej łóżka i usiadłam obok Jasona.  Łóżko "zapadło" się, kiedy usiadłam, poruszona Aly odwróciła się by na mnie spojrzeć.   
- Mamusia? - mruknęła.
- Cześć kochanie - pogłaskałam ją po włosach.
Mocniej wtuliła się w Jasona.
- Teraz ze mną okej mamusiu. Tatuś tutaj jest! - uśmiechnęła się. Jej oświadczenie spowodowało, że Jason uśmiechnął się i pocałował ją w policzek.
- Kocham cię tatusiu - wyszeptała, zamykając swoje oczy.
- Też cię kocham, Alyssa - wymamrotał, pozwalając swoim oczom znowu się zamknąć.  
Moje serce roztopiło się. To było cudowne uczucie, widzieć ich mających chwile ojciec-córka, których obawiałam się, że nigdy nie będą mieli. Po kolejnej minucie ciszy, lub dwóch, oddech Alyssy w końcu uspokoił się i zasnęła. Jason delikatnie położył ją na łóżku i powoli wysunął się spod niej, nie chcąc jej obudzić. Kiedy był już wolny, wstał i rozciągnął się, przed uśmiechnięciem się do mnie. Nie mogłam nic na to poradzić, ale odwzajemniłam go, gdy spojrzałam się na moją dziewczynkę, spokojnie śpiącą w jej dużym dziewczęcym łóżku. Westchnęłam z zadowolenia. Odeszłam od łóżka Aly i wyszłam z powrotem na korytarz, dając znak Jasonowi, by poszedł za mną. Po wyłączeniu lampki w jej pokoju, zrobił tak jak sobie życzyłam i stanął przede mną na korytarzu.
- To było cudowne - powiedziałam, uśmiechając się do niego.
Niezręcznie podrapał się po karku. - Chyba było. Ona często tak robi? - skończył, pozwalając swojej dłoni opaść do jego boku.
- Cały czas. Ma złe sny przynajmniej pięć razy w tygodniu - wyjaśniłam.
- Dlaczego? - zmarszczył brwi z troski.
Wzruszyłam ramionami. - Rozmawiałam o tym z jej lekarzem i sugerowała, że to tylko przejściowe. Powiedziała, że nie ma czym się martwić.
Skinął głową ze zrozumieniem. - Ona napędziła mi stracha. Oglądałem telewizję w salonie w pół śnie i potem nagle zaczęła krzyczeć "krwawy morderca". Myślałem, że chcą ją porwać czy coś - powiedział, jego oczy stały się szerokie, kiedy mówił.
Zaśmiałam się. - Też tak myślałam za pierwszym razem. Myślę, że to świetnie, że tam przyszedłeś. Widziałeś jaka była szczęśliwa, że to TY byłeś tym, który ją dzisiaj wieczorem pocieszał?
Skinął, uśmiechając się. - No, widziałem. To poprawiło mi noc. Chcę zrobić wszystko co ewentualnie mogę by zbliżyć się do niej, no wiesz. Chcę żeby wiedziała, że nie odchodzę. Nie mogę.
Skinęłam. - Naprawdę mam nadzieję, że nie odejdziesz. Nigdy. Aly i ja mieliśmy dość ludzi opuszczających nas po tym co mój ojciec i brat zrobili. Informuję cię właśnie teraz, że jeśli kiedykolwiek zostawisz ją, nie ma powrotu. Nie dopuszczę do tego.  
- Co się stało z twoim tatą i bratem? - zapytał, troska wypisana była na jego twarzy.
Potrząsnęłam głową. - To nie jest teraz ważne. Opowiem ci później.  
Skinął. - W każdym razie, rozumiem. Nie chciałbym jej zranić w taki sposób. Nie chcę żeby dorastała bez ojca, jak ja. Zasługuje na więcej niż to.  
Skinęłam w zgodzie. Byłam bardziej niż wdzięczna za to, że mieliśmy takie samo zdanie na ten temat.

Następnego ranka, zostałam obudzona przez zapach naleśników i jajek. Uśmiechając się, usiadłam na łóżku i odwróciłam się w lewo by zobaczyć czekającą na mnie tacę ze śniadaniem. Para wciąż unosiła się z niej, dając mi znać, że Jason niedawno tutaj był. Przejrzałam wyśmienicie wyglądające jedzenie, zanim dostrzegłam liścik. Podniosłam go i zatrzymałam bliżej mojej twarzy niż zazwyczaj, próbując zobaczyć przez poranne rozmycie.
"Dzień dobry, moja piękna baby mamo" - przewróciłam oczami, ale zachichotałam. 
"Pomyślałem, że możesz ucieszyć się z domowego śniadania. Alyssa mówiła, że nie robisz tego często. Pomyślałem, że mógłbym spróbować i zrobić coś wyjątkowego dla was obu. Zasługujecie na to."  
Przygryzłam moją dolną wargę i uśmiechnęłam się na jego charakter pisma. Liścik był taki słodki.  
"P.S. Aly i ja czekamy na ciebie w kuchni ;)"  
Szybko zjadłam moje śniadanie, przed pośpiesznym udaniem się do kuchni by zobaczyć Jasona pomagającego Alyssie z jej jedzeniem. Zachichotałam i podeszłam do nich.  
- Mamusia! - Aly zawołała z buzią pełną jedzenia. Skarciłam ją szybko za mówienie z pełną buzią, zanim umieściłam delikatny pocałunek na jej głowie.
- Dzień dobry kochanie - powiedziałam do niej. - Dzień dobry Jason.  
- Dzień dobry - uśmiechnął się.
- Ktoś jest dzisiaj w dobrym humorze - powiedziałam.
Skinął głową i wytarł strużkę syropu z brody Alyssy, chichocząc, gdy to zrobił. Zaśmiała się i próbowała wytrzeć lepką substancję z jej palców. Kochałam to, jak szczęśliwie wyglądali razem. To uszczęśliwiało mnie. Gdy Alyssa skończyła jeść, Jason wypuścił ją z jej wysokiego krzesełka i natychmiast wystartowała biegnąc do salonu by zacząć bawić się zabawkami. Uśmiechnęłam się i patrzałam za nią. Następnie odwróciłam swój wzrok do Jasona, który obecnie wstawał z swojego siedzenia i podchodził do kuchenki. Wziął sobie trochę jedzenia, zanim podszedł i usiadł po drugiej stronie, ode mnie, przy stole.
- Jeszcze nie jadłeś? - zapytałam zaskoczona.  
Potrząsnął głową i ugryzł kawałek boczku. Po tym jak jego usta były wolne ode jedzenia, znowu zaczął mówić. - Najpierw nakarmiłem Aly.
Przygryzłam wargę drugi raz tego ranka, myśląc o jego słodkim geście.
- Jason - powiedziałam. Spojrzał znad jego talerza i czekał bym kontynuowała.
- Dziękuję.  
- Za co? - zapytał, wycierając dłonie w serwetkę.
- Za wszystko - powiedziałam mu, opierając głowę o prawą rękę, która obecnie wspomagała się o stół przede mną. - Zadbanie o Alysse zeszłej nocy, tego poranka, za śniadanie. Po prostu wszystko. Zdecydowanie nie musiałeś nic z tego robić.  
- Naprawdę nie musisz mi dziękować. Chciałem tego. Po za tym, jestem ojcem Alyssy. Jestem trochę odpowiedzialny, teraz kiedy chodzi o zaopiekowanie się nią - odpowiedział.
- Tak, ale nie musiałeś robić też dla mnie śniadania, a co dopiero przynosić mi go.
Wzruszył ramionami. - Jak powiedziałem, chciałem. Po prostu pomyślałem o tym, jak wiele zrobiłaś w ciągu ostatnich pięciu lat z Alyssą i, że byłem nieobecny przy tym wszystkim. Chcę spróbować to nadrobić dla was obu. Przynajmniej tyle mogę zrobić. To trochę potrwa, więc równie dobrze mogę zacząć już teraz - powiedział, zanim wstał i zajął się swoimi rzeczami.
W roztargnieniu, wstałam ze swojego siedzenia i podeszłam do niego, zanim obróciłam nim wokół. Natychmiast ogarnęłam go w uścisku. Trzymałam go szczelnie, zaskakująco, on mnie też. Poczułam jak opiera brodę o moją głowę i westchnął.  
- Jeśli będziesz trzymał takie tępo, nadrobisz to dla nas w krótkim czasie.

Minął około tydzień odkąd Justin poznał Alyssę. Od tego czasu spędzał mnóstwo czasu z nami w domu. Alyssa naprawdę zaczęła go kochać. Bawił się z nią cały czas i kiedy tylko go nie ma, będzie płakać i kopać i krzyczeć i praktycznie błagać mnie bym zadzwoniła do niego i znowu go zaprosiła. Zazwyczaj tak robię, Alyssa jest częścią powodu. Inną częścią powodu jest to, że trochę tęsknię za jego towarzystwem, kiedy również go nie ma. Zaczęłam lubić jego towarzystwo. Był naprawdę miłym facetem. Traktował Alyssę i mnie bardzo dobrze i byłam za to bardzo wdzięczna. Ale bardziej niż wszystko, byłam zadowolona, że Alyssa w końcu ma ojca. Jej PRAWDZIWEGO ojca. Przez dłuższy czas bałam się, że będę musiała zastąpić Jasona kimś innym. Kimś innym. Bałam się, że Alyssa nigdy nie pozna swojego ojca. Na szczęście, nie musiałam tego robić. Wiedziała kim jest jej ojciec i kochała go, po poznaniu go przez tydzień. Nikt nie będzie potrafił zastąpić go w jej sercu. 
- Carly - Jason zanucił, podczas gdy wkroczył dumnie do pokoju, nasza córka spoczywała na jego biodrze.
- Tak? - zapytałam go, spoglądając znad mojego nowego numeru magazynu People.
- Dziś wieczorem wy dwie idziecie ze mną na kolację - uśmiechnął się szeroko.   
- Och naprawdę? - odwróciłam swoje ciało twarzą do niego. - I mam coś w tym do powiedzenia?
- Nie - rzucił zabawną twarz w kierunku Aly, powodując, że zaśmiała się i ukrył jej głowę w swoim ramieniu, zanim przesunął wzrok na mnie. - Bądźcie gotowe na szóstą - powiedział zanim postawił Alyssę. Usiadł koło mnie na kanapie i zgarbił się, układając się komfortowo. Oprał ręce na szczycie kanapy i spojrzał na mnie, lekko się uśmiechając.
- Co? - zapytałam. Zauważyłam, że jego oczy mkną z moich włosów do ust, w końcu do moich oczu. Przełknęłam ślinę, gdy również moje nagle  odnalazły jego. Jego oczy były przepiękne. Święty..  
- Nic - uśmiechnął się, odwracając wzrok.  
Niezręcznie odchrząknęłam. Co właśnie się stało? - Więc, uh, dlaczego właściwie dziś wieczorem zabierasz nas na kolację? 
Wzruszył ramionami. - Czemu nie? Dziś wieczorem chcę wyjść i zrobić coś z wami dwoma.
- Jason, dlaczego zamierzasz to zrobić? Jesteś wszędzie poszukiwany, pamiętasz?
- Tego się dowiemy - powiedział. Następnie wstał z kanapy i dowlekł się do Aly, przed zgarnięciem jej w swoje ramiona i pocałowaniem jej policzek, powodując, że pisnęła i chichotała jak szalona.
Nie wiem jak Jason spodziewał się nie być zauważonym w publicznej restauracji.
Mam nadzieję, że wszystko pójdzie gładko.

~.~
jak myślicie, co się wydarzy na kolacji?

rozdział tłumaczyła @nic3smile, która będzie mi teraz pomagać. :)

1. jeżeli chcecie następny rozdział - komentujcie.
2. jeżeli polubiliście to ff - dawajcie do obserwowanych.
3. jeżeli macie jakieś pytania - tutaj
4. jeżeli ktoś z was chce być informowanym o nowych rozdziałach - tutaj

wtorek, 1 października 2013

Informacja

Brak komentarzy:
Chciałby ktoś pomóc przy tłumaczeniu?
Piszcie na aska - di4mondss
lub twittera - holidaysgomez.

wtorek, 10 września 2013

Chapter 4: She’s mine, isn’t she? (2/2)

40 komentarzy:
Alyssa musiała wybrać najgorszy moment, aby wyjrzeć głową zza rogu. Kurwa. Jason spojrzał na mnie i uniósł brwi, oczywiście ma mętlik w głowie. 
- Aly kochanie. - Mówiłam cicho kiedy podchodziłam do niej. Zaczesałam jej włosy na tył głowy. - Dlaczego nie wrócisz do swojego pokoju, w porządku. Będę tam za minutę. - Powiedziałam.
- Ale ja chcę żeby tatuś przyszedł do mnie. - Jęknęła.
Pochyliłam się i szepnęłam jej do ucha. - On będzie za chwilę.
Skinęła głową i ruszyła z powrotem do jej pokoju. Westchnęłam, wstając na na równe nogi podeszłam do Jasona. 
- Więc - Zaczęłam niezdarnie, stojąc przed Jasonem który wyglądał bardziej zdezorientowany niż kiedykolwiek. Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej, wpatrując się w podłogę. 
- To wszystko co chcesz mi powiedzieć? - Spytał, opierając się o blat kuchenny.
Westchnęłam.
- Kim ona jest? - Spytał.
- Ona jest... - Westchnęłam. - To moja córka. - Nasza córka, chciałam mu powiedzieć.
- Nigdy nie wspominałaś, że masz córkę. - Powiedział, krzyżując ramiona. - Ile ma lat?
Przygryzłam wargę i wreszcie spojrzałam na niego. - Trzy.
- Trzy, huh? - Przechylił głowę na bok, jego głos nagle stał się nieco ostrzejszy. 
Skinęłam głowę. - Chodź tutaj. - Powiedziałam, chwytając go za rękę. Zaprowadziłam go ponownie do salonu i posadziłam go na kanapie, siadając tuż obok niego. - Myślę, że chyba powinnam Ci powiedzieć. - Mruknęłam. Jason milczał i patrzył na mnie, czekając na wyjaśnienie tego wszystkiego. Choć zanim mogłam zacząć mówić, Jason zabrał głos.
- Ona jest moja, no nie? - Spytał, przenosząc wzrok ze mnie na ścianę przed nami. 
Westchnęłam. - Tak.
Wziął głęboki oddech i pochylając się, trzymał głowę w dłoniach. Jęknął. - Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Przepraszam. Zostawiłeś mnie zanim znalazłam Cię znaleźć i...
Jason podniósł głowę z dłoni i gniewnie na mnie spojrzał. - Nie, to znaczy, dlaczego nie powiedziałaś mi w ciągu ostatnich kilku dni? Miałaś mnóstwo możliwości, aby powiedzieć mi o niej, ale nadal postanowiłaś to trzymać w tajemnicy? Czy taki był twój zamiar, zachować moją córkę z dala ode mnie na zawsze? - Krzyczał na mnie, wstając.
- Nie, oczywiście, że nie! Planowałam powiedzieć ci o tym jak najszybciej. Chciałam tylko spróbować poznać cię trochę bliżej, aby zobaczyć co tak naprawdę lubisz. Cholera! Nie chcę mojej córki blisko przestępcy nawet jeśli on jest jej ojcem!
- Cóż, nie sądzisz, że przynajmniej zasługuję żeby o niej wiedzieć? Huh?
- Jason, mówiłam ci, że chciałam ci powiedzieć. - Mówiłam trochę bardziej miękko, starając się uspokoić napięcie w tym pokoju. 
- No nie! Boże, moja córka wiedziała o mnie, zanim ja wiedziałem o niej! Jakie to jest kurwa nie fair, Carly? Czy fatygowałaś się myśleć o mnie lub jak bym się czuł wiedząc o tym wszystkim? - Krzyknął, rozbrzmiewając echem w całym domu.
- Szczerze mówiąc, nie Jason. Myślałam o mojej córce. Ona zawsze będzie dla mnie najważniejsza bez względu na to co mówisz. Nie chcę aby brała udział w tym gównie co robisz! To nie jest dla niej bezpieczne!
- Kto powiedział, że ona będzie brała w tym udział?
Oboje zamarliśmy, kiedy usłyszeliśmy znajomy cicho głos zza rogu, tak jak wcześniej. - Mamo. - Alyssa mruknęła. To było oczywiste, że jest na skraju płaczu. To prawdopodobnie przez krzyki, które ją zaskoczyły. Odwróciłam się i spojrzałam na Jasona, który patrzył pustym wzrokiem na Alyssę. Mogłabym powiedzieć, że czuje się źle tak ją strasząc. Usiadł na kanapie, wracając do poprzedniej pozycji z głową w dłoniach. 
- Zaraz tam będę, Alyssa. - Powiedziałam cicho, nie chcąc straszyć jej jeszcze bardziej. Patrzyłam, jak kilka łez wypływa z jej oczy spływając w dół policzka. Skinęła głową i z powrotem odeszła korytarzem, mam nadzieję do łóżka. Westchnęłam, odwracając się do Jasona, usiadłam obok niego. 
- Nie mogę tego zrobić. - Mówił cicho.
- Co masz na myśli? - Spytałam.
- Ja... - Westchnął. - Muszę iść. - I tak po prostu wyszedł bez jakichkolwiek wyjaśnień. Westchnęłam do siebie i wstałam z kanapy. Szłam powoli przez korytarz do pokoju mojej córki. Zapukałam do drzwi, pozwalając sobie zobaczyć całą Alyssę skuloną w kącie jej łóżka, pod ścianą, tuląc do siebie jej ulubionego misia. Spojrzała na mnie i zaczęła płakać jeszcze bardziej. Usiadłam obok niej, przyciągając do siebie i owijając ją ramionami, zapewniając jej bezpieczeństwo. 
- Przykro mi, że musiałaś to widzieć, kochanie. - Powiedziałam.
- G-gdzie jest tatuś? 
- Wyszedł.
- Dlaczego? - Spojrzała na mnie. - On mnie nie lubi? Oto chodzi co wszyscy krzyczeli. - Spojrzała na swoje kolana.
- Nie, kochanie. Nie wyszedł z twojego powodu. Mamusia zawiniła. Wszystko będzie dobrze, obiecuję. Tatuś wróci. Okej?
Skinęła głową. - Czy on następnym razem też będzie krzyczeć?
- Jasne, że nie, kochanie.
Jeśli rzeczywiście wróci.

Jason

Wróciłem do samochodu, który był zaparkowany na podjeździe Carly, siedziałem tam, z głową na kierownicy. Wciąż próbowałam poukładać sobie to w mojej głowie, co Carly mi właśnie powiedziała. Miałem - mam - córkę. Jak bardzo może to być szalone? Ja, Jason pieprzony McCann mam DZIECKO. Nigdy w moim życiu nie planowałem mieć dzieci. Dzieci oznaczało ustatkowanie. Ustatkowanie mam na myśli zmienienie mojego stylu życia. Musiałbym rzucić swoje przestępcze życie i faktycznie tego chcę. Ale bałem się zamknąć moją "pracę". Nawet kurwa nienawidzę tego i CHCĘ z tym skończyć co robię, ale się boję. Boję się zmian. Nawet jeśli to jest to, co będzie dla mnie najlepsze. Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na dom naprzeciwko mnie. I nagle wszystkie złe emocje mnie opuściły, zwłaszcza wtedy kiedy wystraszyłem moją córkę. Westchnąłem. Wyraz jej twarzy... To złamało mi serce. Mimo, że nawet nie znam dziecka, ona wciąż jest moja i czuję drobne więzi z nią. Dziwne. Nie mogłem uwierzyć, że Carly nie powiedziała mi o... Uh... Al... Aly... Alyssie! Tak, to jest to! Nie mogę uwierzyć, że nie powiedziała mi o Alyssie wcześniej. Spędziliśmy kilka ostatnich dni razem, cholera nawet uprawialiśmy seks wczoraj, a ona nadal nic nie powiedziała. Oczywiście, że nie spodziewałem się, żeby powiedziała mi o naszej córce, podczas gdy my, kurwa. To byłoby dziwne. Ale można by pomyśleć, że po tym doświadczeniu, czuła się na tyle blisko ze mną, że mogłaby mi powiedzieć coś tak ważnego. Później znowu, mogę zrozumieć jakie to może być dla niej trudne. Chodzi mi oto, że okazało się, że później była w ciąży z Alyssą. Nie widziała mnie i wątpię, że oczekiwała spotkać mnie kiedykolwiek. Myślę, że mógłbym w pewnym sensie zrozumieć tok jej rozumowania. JESTEM kryminalistą. Nie winię jej, że nie ufała mi na tyle, żeby powiedzieć o Alyssie. Cholera, nie mam jeszcze zaufania Alysse dla mnie. Wiem, że faktycznie nie będę mógł być tak blisko przy niej. Z moją pracą będzie ciągle w niebezpieczeństwie i w podróży... To nie będzie bezpiecznie dla Alyssy. Zastanawiałem się nad wróceniem do środka i przeproszeniem Carly za mój napad na nią. Co jeśli nigdy nie pozwoli mi się poznać na nowo? Co jeśli ona zabroni spotkać moją córkę tylko dlatego, że ją przestraszyłem? Nie będę w stanie tego przyjąć. Mimo, że tak naprawdę nie jestem podekscytowany faktem, że jestem ojcem, myślę, że zasługuje co najmniej się z nią spotkać, prawda? Po kilku minutach myślenia, postanowiłem przed powrotem do środka i przeproszeniem Carly za to wszystko. Wyjechałem, kierując się do magazynu gdzie aktualnie przebywałem. 

Carly

Minęło dwanaście godzin odkąd powiedziałam Justinowi o Alyssie. Dwanaście godzin od czasu, kiedy go słyszałam. I szczerze mówiąc, nie przeszkadza mi to. Po tym co mi powiedział, a jego ton głosu, którego używał przy mnie, nie chcę z nim już rozmawiać. Nie ma, nic do powiedzenia co mogłoby usprawiedliwić to, że nie powiedziałam mu wcześniej. On nigdy nie zrozumie. Alyssa pyta o Jasona co kilka godzin. Ona pyta czy wróci, a ja czuję się źle z koniecznością mówienia "nie wiem". Wiem, że chce spotkać ojca, choć w tym przypadku myślę, że ona się go boi. Ona zawsze była bardzo wrażliwa na wszelkiego rodzaju konflikty. Ona nie została przyzwyczajona do krzyków czy kłótni. Moja dyskusja z Jasonem naprawdę potrząsnęła nią i nienawidzę widzieć jej tak bardzo zdenerwowanej. 
- Mamo - Alyssa krzyknęła do mnie z salonu. Wyszłam z kuchni, wchodząc do salonu i podeszłam do mojej córki na kanapie. Siedziała tam, opierając się na ramieniu i oglądając Dorę.
- Tak, kochanie? 
- Czy tata przyjdzie do mnie? - Zapytała.
Westchnęłam. - Mam nadzieję.
Zmarszczyła brwi. - Gdzie on jest?
- Nie wiem, kochanie.
Ja naprawdę nie mogę jej powiedzieć, że jej ojciec zamierza wrócić do jej życia i ona będzie mieć tak wspaniałe stosunki z ojcem jak każda matka pragnie dla swojej córeczki. Ale nie mogłam. I nie wiem czy Jason wróci. I jestem nawet pewna, że nie chce mieć dziecka, może nie zawsze. On na pewno nie będzie miał czasu, aby rzeczywiście być rodzicem dla naszej małej dziewczynki. Nie z pracą, jaką ma teraz. Poza tym, to jest droga do niebezpieczeństwa by wychowywać dziecko, a ja chcę mieć pewność, że moja córka nigdy nie będzie narażona na niebezpieczeństwo. Nawet jeśli oznacza to konieczności trzymania ją z daleka od Jasona.
Wyszłam spod prysznica i zanim wyszłam z łazienki, wytarłam się moim puchowym o białym kolorze ręcznikiem. Przeszłam do sypialni i szybko przebrałam się w piżamę. Była godzina dwudziesta więc pomyślałam, że równie dobrze mogę odpocząć trochę w nocy. Alyssa i tak niedługo będzie spać więc tak czy inaczej, oznacza to, że będę miała trochę czasu na relaks. Kiedy byłam ubrana, wróciłam do salonu, gdzie Alyssa obecnie bawiła się swoimi lalkami na podłodze przed kanapą. Zaśmiałam się słuchając rozmowy jej lalek. Była taka słodka. Chciałabym, żeby była taka mała na zawsze. 
- Aly - powiedziałam do niej. Spojrzała na mnie. - Czas do łóżka, kochanie.
- Nie. - Jęknęła, kopiąc nogami. 
- Alyssa May. - Skarciłam ją. Natychmiast przestała, wydymając wargi. - Chodź. - Podniosłam ją, opierając ją na moim biodrze. - Pobawisz się trochę dłużej jutro, dobrze?
Oparła głowę na moim ramieniu, czułam jak jej oddech się zmniejszał. Ona była już zmęczona. Zaniosłam ją do jej pokoju i przebrałam w piżamę przed położeniem jej do łóżka. Delikatnie pocałowałam ją w czoło kiedy zamykała oczy. 
- Kocham Cię. - Szepnęłam.
- Ja Ciebie też kocham, mamusiu. - Odpowiedziała.
- Dobranoc. - Zgasiłam światło w jej pokoju i wróciłam korytarzem do salonu. Zdążyłam usiąść, a rozległo się pukanie do drzwi. Westchnęłam. Carolyn, jestem pewna. U niej zawsze coś się dzieje, aby pokazała się o tej porze. Zazwyczaj lubi przyjść o tym czasie, bo może spędzić ze mną trochę czasu, bo wie, że Aly jest w łóżku. Udałam się do drzwi, pociągnęłam za klamkę i otwierając by zobaczyć... O nie.
- Czego chcesz? - Zapytałam. Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i oparłam się o framugę drzwi. 
- Whoa. - Jason wymamrotał, patrząc na mnie od dołu do góry. Wtedy zdałam sobie sprawę, że jestem w piżamie, składającej się z koszuli na ramiączka, która okazała się bardzo krótka. Czułam się zawstydzona i szybko zmieniłam temat, aby uniknąć więcej wstydu.
- Dlaczego tu jesteś? - Zapytałam. 
- Oh, uh. - Odchrząknął. - Przyszedłem przeprosić za mój mały wybuch wczoraj. Myślę, że byłem po prostu... w szoku. Nie wiedziałem jak mam się zachować. Przepraszam za krzyczenie na ciebie.
Westchnęłam. - Wybaczam ci.
- Naprawdę? - Jego oczy błyszczały.
Skinęłam głową.
- Więc... mogę zobaczyć Alyssę? - Zapytał.
Westchnęłam. - Nie wiem, Jason.
Zawiedzenie wstąpiło na jego twarz. - Co masz na myśli? Dlaczego nie?
- Ja po prostu... Nie czuję się bardzo dobrze kiedy jesteś w jej pobliżu, jeśli nadal robisz rzeczy, które robisz. To znaczy, jesteś na liście najbardziej poszukiwanych Jason.
Westchnął. - Wiem. Ale obiecuję, że nie pozwolę jej w tym uczestniczyć. Nie chciałbym żeby stała jej się krzywda. 
Spojrzałam w dół, na ziemię, zastanawiając się nad moim kolejnym ruchem. Czy pozwolić mu ją zobaczyć? Nie powiem mu, że nie może uczestniczyć w jej życiu i może nigdy nie wrócić? Zasługuje by wiedzieć, słowa Carolyn odbijały się echem w mojej głowie. On zasługuje na to. Ona zasługuje na to. Ale znowu, on nic o niej nie wie. Powiedziałam mu. 
- Co, jeśli ona się przywiąże do Ciebie? Co zrobię, jeżeli ponownie odejdziesz? Nie mogę, nie mogę jej tego zrobić. Ona zasługuje na coś lepszego niż to! - Powiedziałam, skinął głową zgadzając się z tym.
- Nie zostawię jej, proszę. - Jason szepnął. Spojrzałam mu w oczy.  Wyglądały tak, jakby były pełne łez. Nie ma mowy. Jason McCann nie płacze.
Westchnęłam. - Dobrze.
Prowadziłam Jasona korytarzem do pokoju Alyssy. Kiedy byliśmy przed jej drzwiami, zwróciłam się do niego.
- Ona może spać. - Powiedziałam mu. Otworzyłam drzwi, pozwalając nam wejść do środka. Gdy byłam w pokoju, podeszłam do lampki nocnej przy łóżku i włączyłam ją.
- Mamo? - Alyssa powiedziała, siadając na łóżku. 
- Hej kochanie. - Uśmiechnęłam się do niej, i usiadłam na skraju łóżka.
- Tata? - Aly zapiszczała, patrząc przez ramię na Jasona, który obecnie stał oparty o framugę drzwi jej pokoju. Spojrzałam na niego. Wpatrywał się w Alyssę z małym uśmieszkiem na twarzy. 
- Aly. - Ukucnęłam tak, że jestem z nią na poziomie oczu. - Chcesz zobaczyć tatusia? - Spytałam.
Skinęła szybko głową, jej wzrok pozostawiając na postaci Jasona. Spojrzałam przez ramię i zaprosiłam go do pokoju. 
- Będę w korytarzu. - Powiedziałam im przed wyjściem z pokoju.

Jason

- Tatuś? - Moja córka szepnęła kiedy zbliżyłem się do niej. Uśmiechnąłem się, a łza wypłynęła z mojego prawego oka. Czy wiesz jakie to uczucie, usłyszeć od twojej córki jak nazywa cię "tatuś"? Jest to najpiękniejszy dźwięk na świecie.
- Księżniczko. - Uśmiechnąłem się do niej. Usiadłem na brzegu jej łóżka i odwróciłem się do niej. Usiadła przede mną, kładąc swoje maleńkie dłonie na moich policzkach. 
- Nie płacz tatusiu. - Powiedziała, ocierając łzy przed delikatnym pocałowaniem mnie w nos, co wywołało u mnie chichot. - Kocham cię. - Szepnęła prawie jakby bała się to powiedzieć. Po prostu, kiedy myślałem, że mój uśmiech nie mógł być szerszy, to okazało się być błędne. Tak naprawdę, nigdy nie pomyślałem, jak to będzie kiedy będę trzymać córkę w ramionach, usłyszeć jak nazywa mnie "tatuś" lub nawet słyszeć jak mówi, że mnie kocha. 
- Ja też cię kocham. - Powiedziałem, pozwalając wypłynąć kolejnym łzom. - Kocham cię tak bardzo. - Powiedziałem ponownie. Owinęła ramiona wokół mojego tułowia, a ja owinąłem ramiona wokół jej małego ciałka przyciągając ją bliżej. Zamknąłem oczy i po prostu podobał mi się ten moment, z moją córką. 
- Kochanie, pójdziesz pobawić się lalkami w salonie? Przyjde do ciebie zaraz, w porządku? - Carly zapytała. Alyssa pokiwała głową.
- Kocham cię tato. - Powiedziała, a ja pomogłem zejść jej na podłogę, a ona uciekła bawić się lalkami.
- Ona jest najsłodszą osobą jaką znam. - Spojrzałem przed siebie.
- Jest. - Carly potwierdziła. - Ona ciągle pyta o ciebie od wczoraj. Ona nie wiedziała czy chcesz wrócić. - Wstałem z łóżka Aly i ruszyłem do Carly, biorąc ją w moje ramiona. Trzymałem ją blisko mnie, chowając twarz w jej włosach. 
- Dziękuje. - Powiedziałem.
- Za?
- Pozwolenie mi się z nią spotkać. Obiecuję, że nigdzie nie odejdę. - Obiecałem. - Opowiedz mi o niej. - Poprosiłem, odsuwając się od niej, chcąc wiedzieć coś więcej o mojej córce.
- Cóż. - Zaczęła siadając sama na łóżku Aly. Poklepała miejsce obok niej i szczęśliwie dołączyłem do niej. - Urodziła się 23 lutego 2013 o 04:11, ważyła 2,35 kg. Jej pełne imię to Alyssa May Harris, urodziła się dwa tygodnie wcześniej niż powinna, ale udało mi się ją sprowadzić do domu po 4 dniach. - Nie mogłem zaprzeczyć, że byłem rozczarowany, że nie ma mojego nazwiska, ale mogę w pełni zrozumieć dlaczego. Ale w tej chwili, to nie ma znaczenia. Byłem szczęśliwy. Od teraz.

~.~

awh, jaki słodki Jason, nie sądzicie?

1. jeżeli chcecie następny rozdział - komentujcie.
2. jeżeli polubiliście to ff - dawajcie do obserwowanych.
3. jeżeli macie jakieś pytania - tutaj
4. jeżeli ktoś z was chce być informowanym o nowych rozdziałach - tutaj

@holidaysgomez - zmieniłam username.
i do następnego.