Jason
Zamykając drzwi, wyszedłem na deszcz i pobiegłem do samochodu. Szybko wskoczyłem do niego i uruchomiłem silnik. Musiałem się tym zająć. Teraz, zanim to wszystko nie posunie się za daleko. Albo jeszcze dalej, powinienem powiedzieć. Powoli wycofałem z podjazdu, mając nadzieję, że nie przyciągnę uwagi Carly czy mojej córki, która tak czy inaczej powinna spać. I nie mogę zaprzeczyć, że czuję się źle zostawiające je tak nagle w środku nocy, ale na pewno one zrozumieją kiedy im wszystko wyjaśnię. Cóż, Carly zrozumie tak czy inaczej. Mam nadzieję. Napęd milczał. Było słychać tylko dźwięk opon samochodu najeżdżających na kałuże. Niebo było coraz ciemniejsze i ciemniejsze, z minuty na minutę, powodując deszcz, który stawał się coraz cięższy. Mogę ustawić wycieraczki na pełną parę, ale nawet nie mogłem zapobiec deszczu, który oślepiał mnie na kilka sekund. Wiedziałem, że będę musiał załatwić to szybko kub inaczej będę musiał tam zostać na noc. Nie ma mowy, że będę wstanie dojechać do domu, jeśli skończy się to znacznie gorzej i patrząc na to, to będzie już wkrótce. Cholera. Dlaczego nie mogłem poczekać do jutra aby to zrobić? Ponieważ jestem empatycznym skurwielem. Dlatego. Zatrzymałem samochód na podjeździe i zgasiłem samochód, biorąc kluczyki ze stacyjki. Oparłem się o oparcie i wypuściłem z płuc ciężkie powietrze, nie zdając sobie sprawy, że je trzymałem. Rzucając okiem na dom przede mną, moja pamięć wcale nie mogła pomóc, zalewając mnie falą wspomnień. Czułem się, jakbym nie był tu wieki, kiedy naprawdę to tylko około sześciu miesięcy. Przeczesałem ręką moje wilgotne włosy i otworzyłem drzwi samochodu, przed sprintem w górę po schodach. Pieprzona pogoda. Zawsze taka trudna. Zapukałem do drzwi, jak zwykle pięć razy. On będzie wiedział kto to jest. Czekałem tylko kilka chwil przed drzwiami zanim zostały otwarte. Stał tam mój "przyjaciel" Andrew. Pracowaliśmy w gangu razem. Był jedyną osobą, której czułem, że mogę zaufać. Tak więc, oczekiwałem Ashera... Włosy Andrew'a kiedyś blond i długie, były krótko obcięte z niepewną kaskadą w dół jego kości policzkowych. Jego włosy przycięte tak, że nie spadały po bokach. Spojrzał na mnie tymi znanymi, niebieskimi oczami i uśmiechnął się.
- Jason! - Krzyknął, wyciągając rękę do mnie. - Nie widziałem cię od wieków. - Przyciągnął mnie do siebie w męskim uścisku, po chwili pozwalając mi odejść. Trzymał drzwi swojego domu, otwierając je przede mną, a ja szybko wszedłem, omijając go. Przetarłem swoje buty o starą matę za drzwiami i przyjrzałem się pomieszczeniu. Było tak samo jak pamiętam. Te same meble, wciąż stały w tych samych kątach pokoju, stare talerze i zgniła żywność leżała na stoliku do kawy. Wciąż nie rozumiem dlaczego w końcu się tym nie zajmą.
- Więc co cię tu sprowadza? - Andrew spytał mnie. Odwróciłem się do niego. Miał ręce w kieszeniach, a on kołysał się tam i z powrotem na starych butach do pracy.
- Przyszedłem porozmawiać na temat King'a. - Powiedziałem. Jego jabłko Adama poruszyło się kiedy przełknął ślinę. Jego oczy rozeszły się ze strachu.
- Co z nim? - Wymamrotał.
- Przeszedł do mnie zeszłej nocy. Groził mi. Powiedział, że Asher miał mu oddać pieniądze i jestem teraz jedną osobą, która musi mu je oddać. - Powiedziałem.
- Dlaczego trzeba go spłacić? - Andrew zapytał. Obszedł mnie i usiadł na oparciu poszarpanej kanapy. Położył dłonie na kolanach i czekał.
- Asher nie żyje. - Wymamrotałem. Andrew zamarł, jego szczęka została otwarta.
- Nie, nie. On nie może. On nie może być martwy. On był najsilniejszy w gangu. Nie ma mowy... - Andrew urwał, przenosząc wzrok na nic innego w pokoju oprócz mnie.
- O mój Boże. - Powiedział, pozwalając sobie zakryć twarz dłońmi.
- Teraz muszę posprzątać jego bałagan. King powiedział, że jeśli nie dostanie pieniędzy w tygodniu, będę "płacić za błędy mojego przyjaciela". - Zacytowałem słowa King'a.
- Cóż, to jest kurwa śmieszne. Co zamierzasz zrobić? - Zapytał mnie, siadając prosto tylko po to by po chwili się zgarbić.
Wzruszyłem ramionami. - Nie wiem. Nie mogę teraz zdobyć tych pieniędzy, Andrew. Nie ma mowy, zwłaszcza w pieprzony tydzień.
- Stary, wiesz jak to zrobić. Jeśli nie dostanie ich zbyt szybko, nie zawaha się zabić. - Andrew powiedział szczerze.
Powoli skinąłem głową. - Wiem, wiem. Ale nie mogę na to pozwolić. Mam rodzinę przy której muszę teraz być. - Powiedziałem. - Może będę tyl...
- Czekaj. - Andrew przerwał mi. - Rodzina? Czy Jason McCann właśnie powiedział, że ma rodzinę? - Jego oczy wyglądały jakby miały zaraz wypaść, kiedy spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Nigdy nie byłem facetem, który chciał mieć rodzinę, ponieważ tak naprawdę nigdy nie miałem rodziny, dorastając, jakiejkolwiek. A przynajmniej tego nie odczuwałem.
- Myślałem, że nigdy nie chciałeś mieć rodziny. To dla nich wszystko pozostawiasz? - Spytał unosząc brwi.
- Tak, cóż, myślałem nad tym. Nie wiedziałem nawet, że mam dziecko, aż do tygodnia lub dwóch wcześniej. - Przewróciłam oczami. Zanim zdążyłem powiedzieć coś więcej o tej sprawie, zmieniłem temat. Potrzebowałem mieć tą rozmowę i po prostu mogłem wrócić do domu. - Tak czy inaczej, pomożesz mi czy nie? - Zapytałem go opierając się o najbliższą ścianę.
Wzruszył ramionami i spojrzał na podłogę. - Nie wiem, stary. Gdzie oczekujesz dostać pieniądze ode mnie?
- Słuchaj, wiem, że to będzie trudne dla ciebie zrobić. Dla mnie również. Ale Asher był też twoim najlepszym przyjacielem. Jeśli ja będę musiał spłacać jego zadłużenia lub cokolwiek, to ty też. - Zmrużyłem brwi, mam nadzieję, że dociera do wiadomości, że nie jestem tutaj aby poeksperymentować. Przyjechałem tutaj z jednego powodu i tylko jednego powodu.
- King przyszedł po ciebie, człowieku. Nie mnie. Nie chcę angażować się w to gówno, znowu. - Warknął.
- Cholera, Andrew, pomogłem ci, ocaliłem twoje życie tyle pieprzonych razy. Nie możesz mi pomóc, tylko raz! - Krzyknąłem.
- Nie wiem co robić Jason! Nie ma sposobu żebym mógł ci pomóc! Tym razem to twój problem, kolego. Nie mój. - Powiedział jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Zaśmiałem się ponoru. - Dobrze, będę o tym pamiętał.
- Stary, wiesz jak to zrobić. Jeśli nie dostanie ich zbyt szybko, nie zawaha się zabić. - Andrew powiedział szczerze.
Powoli skinąłem głową. - Wiem, wiem. Ale nie mogę na to pozwolić. Mam rodzinę przy której muszę teraz być. - Powiedziałem. - Może będę tyl...
- Czekaj. - Andrew przerwał mi. - Rodzina? Czy Jason McCann właśnie powiedział, że ma rodzinę? - Jego oczy wyglądały jakby miały zaraz wypaść, kiedy spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Nigdy nie byłem facetem, który chciał mieć rodzinę, ponieważ tak naprawdę nigdy nie miałem rodziny, dorastając, jakiejkolwiek. A przynajmniej tego nie odczuwałem.
- Myślałem, że nigdy nie chciałeś mieć rodziny. To dla nich wszystko pozostawiasz? - Spytał unosząc brwi.
- Tak, cóż, myślałem nad tym. Nie wiedziałem nawet, że mam dziecko, aż do tygodnia lub dwóch wcześniej. - Przewróciłam oczami. Zanim zdążyłem powiedzieć coś więcej o tej sprawie, zmieniłem temat. Potrzebowałem mieć tą rozmowę i po prostu mogłem wrócić do domu. - Tak czy inaczej, pomożesz mi czy nie? - Zapytałem go opierając się o najbliższą ścianę.
Wzruszył ramionami i spojrzał na podłogę. - Nie wiem, stary. Gdzie oczekujesz dostać pieniądze ode mnie?
- Słuchaj, wiem, że to będzie trudne dla ciebie zrobić. Dla mnie również. Ale Asher był też twoim najlepszym przyjacielem. Jeśli ja będę musiał spłacać jego zadłużenia lub cokolwiek, to ty też. - Zmrużyłem brwi, mam nadzieję, że dociera do wiadomości, że nie jestem tutaj aby poeksperymentować. Przyjechałem tutaj z jednego powodu i tylko jednego powodu.
- King przyszedł po ciebie, człowieku. Nie mnie. Nie chcę angażować się w to gówno, znowu. - Warknął.
- Cholera, Andrew, pomogłem ci, ocaliłem twoje życie tyle pieprzonych razy. Nie możesz mi pomóc, tylko raz! - Krzyknąłem.
- Nie wiem co robić Jason! Nie ma sposobu żebym mógł ci pomóc! Tym razem to twój problem, kolego. Nie mój. - Powiedział jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Zaśmiałem się ponoru. - Dobrze, będę o tym pamiętał.
__
Jazda do domu była dokładnie taka sama jak wcześniej tylko deszcz był bardziej uciążliwy. Grzmot zabrzmiał na niebie i piorun przeciął widok przede mną. Moje oddechy wychodziły z płuc naprawdę szybko. Nie mogłem uwierzyć, że mój jedyny przyjaciel mnie tak zawiódł. Zostawił mnie, każąc mi radzić sobie na własną rękę. Zrobiłem tyle gówna dla tego skurwysyna, a to jest to, jak się mi odpłaca? Pieniądze dla Kinga musiały być w tym tygodniu. Nie miałem pomocy, nie miałem pracy, a nie mam możliwych sposobów do uzyskania wszystkich pieniędzy. Bunt wobec prawa nie jest już opcją. Nie mogę wykorzystać szansy złapania mnie ponownie. Była tylko jedna rzecz do zrobienia.
Musiałem odejść.
~.~
no chyba Cię Jason posrało, nie możesz odejść.
miał być wcześniej ale nie miałam czasu przetłumaczyć końcówki. :( przepraszam.
1. jeżeli chcecie następny rozdział - komentujcie.
2. jeżeli polubiliście to ff - dawajcie do obserwowanych.
3. jeżeli macie jakieś pytania - tutaj (nie powiem, że miłoby było gdyby ktoś się w końcu blogiem zainteresował, nie tylko pytania kiedy rozdział i zazwyczaj na nie nie odpowiadam bo nie widzę sensu. więc, może jakieś inne pytania?)
4. jeżeli ktoś z was chce być informowanym o nowych rozdziałach - tutaj
5. tak po za tym, chciałabym zacząć pisać własne opowiadanie. ktoś chętny do czytania? :)
@holidaysgomez
do następnego! :)